2.10.11

Rozdział VIII…kiedy , to dowiemy się czegoś konkretnego?

Może nie powinien był tam pójść. Pewnie powoli robi się to zbyt podejrzane. Nigdy do tej restauracji nie wchodził, a od kiedy zaczęła występować tu Ona, Kakashi bywa tu częściej. Może on sam by uznał to za podejrzane, ale większość ludzi przecież nie zwracała na to uwagi. Może oprócz mężczyzny pracującego za ladą, który z zaciekawieniem patrzył na wchodzącego jōnina. Barman. Pewnie człowiek jak każdy inny, ale tacy jak on są jak spowiednicy. Wiedzą więcej, słuchając, często pewnie będących pod wpływem sake, klientów.
Kakashi uznał, że on mógłby być doskonałym źródłem informacji o pannie Shiroraion. Na pewno nieraz słyszy jej rozmowy i ich towarzyszy. Tak jak ostatnim razem podszedł do lady i złożył zamówienie. Tym razem sake, by nie odstawać. Gdyż tuż obok siedział mężczyzna, pijący właśnie ten trunek. W tym czasie barman zagadnął Hatake:
-Wrócił pan Hatake-san. –uśmiechnął się, czyszcząc szklankę.
-Jak widać, ta kobieta jest na tyle niezwykła, że warto tu wracać. –odpowiedział. –Ciekawe skąd jest? Nigdy wcześniej jej tu nie widziałem…
-To bardzo dobre pytanie… -zaczął mężczyzna. –Powiem panu, że nikt nie jest w stanie tego dokładnie określić. Podobno pochodzą z północnego-zachodu Kraju Ziemi. –Hatake zaświeciły się oczy. „Jakaś poszlaka w końcu!”
-Acha… To niezły kawałek stąd…
-To prawda, ale z tego, co wiem, to podróżują po świecie dla przyjemności. Zostają czasami, gdzieś na dłużej. Łapią się jakiejś roboty i jadą dalej. Do Konohy dotarli z Wioski Wodospadu. –dodał facet zza lady. –Mam nadzieję, że zostaną tutaj na dłużej. –Kakashi kiwnął głową ze zrozumieniem. Chciał zadać jeszcze jedno pytanie, ale odezwał się, siedzący obok mężczyzna:
-Barman! Jeszcze raz to samo!
-Pan wybaczy, Hatake-san. –odszedł.
Kakashi spojrzał na kieliszek. Nie pijał alkoholu i nie miał zamiaru tym razem tego robić. Dla niego ludzie topiący się w szklance oprocentowanych trunków byli po prostu słabi. Ludzie słabej woli. Ludzie niepotrafiący przezwyciężać swoich problemów. Poddający się nieudacznicy. Nie gardził nimi, jako ludźmi. Gardził ich postępowaniem.
Spojrzał na zegarek. 20.53. Jeszcze 7 minut. Kakashi nie przyszedł tu tylko po informacje. Miał coś do oznajmienia. Ale to później. Na razie będzie mógł nasycić oczy jej sztuką tańca. Ale teraz myślami wrócił do ich starcia:
„To, że posiada sharingana za dużo nie tłumaczy, bo wcale go nie używa. Ale najwidoczniej pochodzi z klanu Uchiha, a to tłumaczy jej nieprzeciętny talent i szybkość. To możliwe. Przecież mogła przeżyć rzeź klanu albo jej gałąź po prostu wyniosła się stąd dawno temu. Ale te dziwne straty czakry… Używa wysokorangowych technik, a straty są połowiczne… Hmm… To na pewno nie jest kwestia rozkładania czakry, bo nawet ja, potrafię ją idealnie rozłożyć….Jakiś specjalny trening? A może kekke genkai? Heh… Pewnie jak zwykle w jej sprawie szukam nazbyt trudnych rozwiązań. Tak jak z tym kolorem oczu. Myślałem, że skoro jest inny, to właściwości też są inne… No tak są te „inne aspekty”. Prawdopodobnie chodzi o wytrzymałość. Podobno oczy o niebieskiej barwie są odporniejsze na ślepotę. Ale choć są wytrzymalsze, zmiana kształtu źrenicy i koloru sprawia jej ból, przez co jego używanie podczas walki jest w tym wypadku utrudnieniem, a nie pomocą…” –stwierdził. Po chwili jeszcze przypomniał sobie jeszcze jedno: -„Kakash’ka… Otōsan[i]” –kolejny przykry temat. Tak rzeczywiście jego ojciec go tak nazywał. Kolejne bolesne wspomnienia.
„Sakumo Hatake, Konoha no Shiroi Kiba[ii]. Swoimi umiejętnościami mógł konkurować z legendarnymi Sanninami. By ocalić swoich przyjaciół, porzucił misję. Misja, która miała ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa Konohy. Gdy powrócił do wioski wszyscy znienawidzili go i wyśmiewali za to, że naraził swój kraj. Nawet ci, których uratował szydzili z niego.”
 Dzisiaj rozumiał jego postępowanie. Ba! Nawet się z nim zgadzał i pewnie zrobiłby to samo. Zrobiłby to samo, ale do pewnego momentu…
„Nie wytrzymał presji.
Popełnił seppuku…”
I właśnie o to miał żal. Popełnił samobójstwo, zostawiając swojego małego syna samego na świecie. W dodatku to on znalazł go martwego. Kakashi do tej pory nie potrafił zapomnieć tego widoku. Chciałby pamiętać ojca inaczej. Ale w jego świadomości pojawiał się obraz ojca leżącego w kałuży krwi… w swoim dōjō[iii] w świetle nocy.
Dzisiaj nikt nie wspominał jego przodka. Nikt nie wyszydzał tego chłopca z powodu pochodzenia i nikt nie obwiniał go za jego błędy. Może, dlatego, że seppuku dowodzi niewinności, ale Kakashi uważał, że to tylko dzięki temu, że zapracował na to. Ukrył za maską podobieństwo do ojca, poświęcił się wiosce i stał się jednym z najsilniejszych shinobi w obecnym świecie, przyćmiewając przeszłość…, Choć nie do końca.
***
Zaczął się występ. Tym razem tańczyła nie tylko ona, ale w parze z jednym z towarzyszy. Był wysoki i szczupły. Rozwichrzone włosy miał kruczoczarne, tak samo jak oczy. Ubrany w czarne, eleganckie spodnie i luźną, śnieżnobiałą koszulę, mógł uchodzić za bożyszcze kobiet. Wyglądał mniej więcej na tyle lat, co Wasurenagusa. Za którą stanął, a po chwili spokojna, powolna muzyka uleciała z głośników. Obrócił ją pod ręką, by złapać ja w pasie, przyciągając bliżej siebie. Przez moment płynęli razem po parkiecie. Idealnie zgrani, trzymali się blisko siebie, a ich gesty i twarze wyrażały, aż nazbyt wiele uczuć. To nie był tylko taniec. To była historia opowiedziana za pomocą ruchu. Mężczyzna z lubością i uwielbieniem patrzył na kobietę w swoich ramionach, a ona uśmiechała się delikatnie i przymykała oczy, jak dama, okazując nieśmiałość. Później rozłączyli się, stanęli tyłem do siebie po przeciwległych bokach sceny. Wszystkie dźwięki ucichły. Dodatkowe światło oświetliło koniec sceny, gdzie znajdował się drugi mężczyzna. Z wyglądu przypominał tamtego, a jego oczy miały tę samą barwę, włosy za to miały odcień brązu, ale na pewno był trochę młodszy od nich. Siedział na krześle a między nogami trzymał średniej wielkości kocioł. Grał rękoma, a po każdym uderzeniu rozbrzmiewał inny dźwięk. Hatake prawie o nim zapomniał, patrząc jak tamta dwójka wirowała na scenie. Gdy po raz ostatni dotknął wierzchu instrumentu, wydając charakterystyczny głęboki dźwięk, Wasurenagusa zaczęła odstukiwać identyczny rytm, uderzając odpowiednio o podłogę. Gdy ona zakończyła, znów rozbrzmiał bęben, ale tym razem odpowiedział mężczyzna. Następną partię rozegrała już całą trójka.
Kakashi był pod wrażeniem, nie tylko ich umiejętność, ale także tego z jaką lekkością, to robili. Jakby wkładali w to prawdziwe uczucia. Każde ich rozłączenie dłoni wiązało się ze smutkiem, a każde spotkanie było radosne. I nie chodziło tu tylko o ich ruchy i wyraz twarzy. Oczy. One mówiły jeszcze więcej. Hatake pomyślał przez chwile, że gdyby kiedykolwiek, Kusa spojrzała tak na niego, to zrobiłby wszystko, o co by poprosiła. Skarcił się po chwili. „O czym ja myślę…” –ale jego przemyślenia były podobne do przemyśleń innych mężczyzn, przebywających tu dzisiaj. Choć na pewno były mniej zbereźne od większości.
Koniec występu nadszedł szybko, jednakże minęło prawie pół godziny. Jonin spojrzał ostatni raz w stronę sceny. Był pewny, że wie, że tu jest. Spojrzał na butelkę. Szczerze miał ochotę ją otworzyć i się napić, ale wiedział, że tego nie zrobi. On umiał się opanować
Długo czekać nie musiał. Pojawiła się przed nim za ladą.
-Szczerze nie spodziewałam się zobaczyć cię tu dzisiaj. –uśmiechnęła się pod nosem. –Coś się stało, czy tylko mnie szpiegujesz? –zapytała żartobliwie. Hatake odwzajemnił gest.
-I jedno i drugie. –odpowiedział przewrotnie. –Może wyjdziemy na zewnątrz? –zapytał. Nie chciał tu rozmawiać, zbyt wielu ludzi. No i barman… ten to na pewno ma gumowe ucho. Zgodziła się, kiwając głową. W tym momencie za nią pojawił się czarnowłosy. Zarzucił ręce na ramiona kobiety.
-Znowu się gdzieś wybierasz, kwiatuszku. –zaśmiał się.
-Możliwe… -spojrzała na niego z rozbawieniem. Po chwili spojrzał na Kakashi’ego.
-Więc to ty, tak? –zabrał ręce z ramion dziewczyny. –Jestem Ryutaro[iv], ale możesz mi mówić Ryu[v]. –wyciągnął rękę w stronę shinobi. Hatake uścisnął jego dłoń.
-Kakashi. –przedstawił się, chciał dodać nazwisko, ale przecież nieznajomy, go nie podał, więc on też nie poczuwał się do tego, aby się w pełni przedstawiać. Pewnie i tak wiedział.
-Bardzo mi miło. –dodał z uśmiechem. Wyglądał na miłego faceta, w dodatku miał podobny uśmiech do Kusy. –No, skoro już się znamy, to chciałbym tylko życzyć ci powodzenia. Mam nadzieję, że szybko wam to pójdzie. O ile ta groźna bestia pozwoli Ci tego dożyć… –mówiąc, to kiwnął głową na dziewczynę, sugerując, kto jest ów „bestią”. Hatake zaśmiał się.
-To dopiero będzie trudne. –Sama zainteresowana za to udała oburzoną.
-Skoro tak, to ja może was zostawię, żebyście mogli mnie poobgadywać? –odwróciła głowę w bok, unosząc dumnie nos i zamykając oczy. Wyglądała jak prawdziwa dama.
-Och nie, ma biche…[vi] -Ryu wziął do ręki jej dłoń i ucałował jej wierzch. –Wybacz, jeśli cię uraziłem–kobieta uśmiechnęła się. –Ale przecież wiesz, że to prawda. –Wasurenagusa nie mogła już wytrzymać i zachichotała.
-Wystarczy już. Spadaj. –powiedziała z uśmiechem. A mężczyzna ukłonił się wytwornie.
-Ranią mnie twe słowa, ale znikam. –wyprostował się i spojrzał na Kakashi’ego tym razem. –Tylko nie za długo, bo muszę z nią pogadać. –puścił mu oczko i żegnając się odszedł. Hatake nadal się uśmiechał. Nigdy by nie pomyślał, że zobaczy taką scenę w dodatku z udziałem Wasurenagusy. Osobnik był na pewno tak bardzo osobliwy jak ona sama.
***
Wyszli z budynku i udali ulicą w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Ciekawy człowiek. –zaczął Kakashi.
-Jeśli chodzi ci o mojego brata, to rzeczywiście można mieć takie wrażenie. –odpowiedziała. –Ale powinieneś się przyzwyczaić po poznaniu mnie.
-Tak masz rację. –odrzekł z uśmiechem. Nie wiadomo, czemu, zadowolony z tego, że powiedziała „brat”, a nie co innego.
-To o czym chciałeś pogadać? –zapytała.
-Chciałem tylko powiedzieć, że jutro wyruszam na misję i nie będzie mnie jakieś 3 dni. –kiwnęła głową ze zrozumieniem.
-Rozumiem. Trochę szkoda, że nie udało nam się odbyć jeszcze jednego starcia, ale cóż… -odrzekła. –W takim razie, pamiętaj, co mówiłam. Staraj się zapomnieć o uczuciach, niech nic cię nie rozprasza. Skupienie. Myśl o oku. Niech zniknie wszystko. –była niesamowicie poważna, a jej głos odbijał się echem w jego głowie.
-Zrozumiałem. –znów zobaczył ten jej wyraz twarzy. Ten bez uczuć. Jakby cień spowił jej twarz, a oczy stały się ciemniejsze. Ale to była krótka chwila. Uśmiech rozjaśnił jej cerę, a oczy znów bystro patrzyły.
-W takim razie jak wrócisz, to daj znać, wiesz już, gdzie szukać.
-Jasne… -odpowiedział lekko zmieszany jej dwoma osobowościami. Spojrzała pytająco.
-Coś się stało?
-Nie nic. –odpowiedział szybko. –Po prostu muszę się przygotować i zastanawiam się, czy dobrze zapamiętałem godzinę spotkanie. –uśmiechnął się. On też umiał ukrywać uczucia. Ale ona nie dała się zwieść. Westchnęła:
-Kakashi-kun… Złodziej złodzieja nie okradnie…
-Co? –nie rozumiał. W dodatku zauważył, że trochę spochmurniała.
-Nic takiego… Idź już, pewnie chcesz wypocząć przed misją, a ja cię zamęczam.
-Nie, ty… -w porę ugryzł się w język. „Za dużo myślisz, Hatake.” –powiedział do siebie w myślach. –Ale masz rację, pójdę już.
Pożegnali się, a każde z nich poszło w swoją stronę. Kakashi obejrzał się za nią. „Złodziej złodzieja nie okradnie.”
-No tak… Masz rację…


[i] Otōsan –jap. ojciec
[ii] Konoha no Shiroi Kiba-jap. Biały Kieł Konohy
[iii] Dōjō-sala treningowa albo też miejsce przeznaczone do medytacji
[iv] Ryūtarō –jap. „ryū” –smok, „tarō” –duży syn
[v] Ryū -smok
[vi] Ma biche –fr. Moja łanio (przyp. autorki dla nas to brzmi śmiesznie, ale Francuzi uważają, to za zwrot bardzo ciepły(: poza tym ładnie brzmi)

Rozdział VII... kiedy, to porozmawiamy.


Elektryczny pies biegł i już prawie dosięgł celu, ale zatrzymał go silny podmuch, rozrywając  atak i zasłonę z mgły.
-Fuuton: Aoi Setsudan[i]–podmuch przybrał kształt błękitnego, cienkiego półksiężyca sunącego dalej na mężczyznę. Uskoczył. Przykucnął na jednym z drzew, by mieć nieco czasu na przemyślenia.
„Użyła ognia, wiatru i błyskawicy.”-wydawało mu się to niezwykle silne połączenie, ze względu na to, że w cyklu żywiołów były one obok siebie. Mimo to miało to dużo słabych punktów. „Najlepsza będzie kombinacja wody i ziemi.” –zaplanował już kolejnych kilka ruchów, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości ataku i obrony. Zaczął wykonywać znaki nie spuszczając przeciwniczki z oczu. Jej czakra dalej była niesamowicie spokojna. Miała czas na atak, a mimo to nie robiła tego. Gdy już prawie kończył przygotowania, ona spojrzała na niego i machnęła do niego z uśmiechem.
-Myślę, że już wystarczy. –powiedziała. Hatake opuścił ręce nieco zdziwiony. Nie lubił przerywać walki, w takim momencie.
-Robiło się tak ciekawie. –westchnął, zeskakując z drzewa. Spojrzał znów na nią. Wyglądała na zadowoloną.
-Twoje umiejętności rzeczywiście są imponujące. –oznajmiła. –Można by poprawić to i owo, ale najważniejsze jest to, że twoje oko jest gotowe na przyjęcie Mangekyo. –uśmiechnęła się, odetchnąwszy lekko. „Poprawić…” –Kakashi’ego w tym momencie bardziej zastanawiało to, jak mogła spostrzec jego słabe strony po tak krótkiej walce niż to, że jest gotowy na obudzenie kolejnej fazy sharingana. Wiedział o swoich problemach z czakrą i wytrzymałością, choć ostatnio nic z tym nie robił, żeby to zmienić, bo nie było mu to potrzebne.  Większość ludzi, z którymi walczył nie żyła już i zazwyczaj nie musiał nawet okazywać swojej dumy. Swojego sławnego oka. Ale teraz mogło się to zmienić. „Ta kobieta…”
-Widać, że wiesz jak czerpać z niego jak najwięcej i potrafisz także ocenić jak wpływa to na twoje zasoby. –dopowiedziała. –Myślę, że możemy przejść do drugiej części „treningu”. –Kakashi kiwnął głową.
Oddalili się nieco od pola treningowego, trafiając na skraj lasu niedaleko pobliskiego strumyka. Usiedli w cieniu drzewa naprzeciw siebie. Hatake podrapał się za głową.
-To co dalej? –zapytał shinobi.
-No dobrze, więc zacznę od tego jak to będzie wyglądać. Po pierwsze mam nadzieję, że będziesz mógł poświęcić mi trochę czasu w najbliższym czasie? Bo chciałabym jak najszybciej to zakończyć i myślę, że ty także.
-Hmm… Myślę, że jakiś urlop powinien mi przypadać, choć Tsunade może być niezadowolona… -odpowiedział. „Niezadowolona… Raczej wściekła.” –wyobraził sobie Tsunade w stanie wściekłości i stwierdził, że wcale nie chciałby tego zobaczyć, ale mus to mus. Mimo to uśmiechnął się, co można było rozpoznać po jego  oku.
-Nie, nie… Praca, praca. Trening, treningiem. W dodatku lepiej będzie jak będziesz chodził na misję. –rzekła, a Hatake odetchnął z ulgą. –Wtedy będziesz miał więcej czasu na przemyślenia i to może nawet przyspieszyć przemianę. –wytłumaczyła, widząc, że jest trochę zdziwiony. –Misje, gdzie jest duże ryzyko konfrontacji, byłyby najodpowiedniejsze.
-Czemu? –zapytał mężczyzna.
-Ech… -przygryzła lekko wargę. –Sama nie wierzę, że to mówię komukolwiek, ale… -urwała na sekundę. –…im częściej twoje życie będzie zagrożone, tym szanse obudzenia Mangekyo są wyższe. –Hatake spoważniał. Chciał coś odpowiedzieć, ale kiwnął tylko głową, pytając:
-Co dalej? –Wasuranagusa odetchnęła, ciesząc się, że zrozumiał bez słów, czemu.
-Dobrze więc wiesz już o co w tym chodzi, znasz swój cel i musisz się na nim skupić. Przynajmniej wtedy kiedy jesteś ze mną. –Kakashi pomyślał, że zabrzmiało to dziwnie i rozbawiło go, gdy powtórzył sobie słowa „gdy jesteś ze mną”. Brzmiało jak początek miłosnego wyznania, które zapewne nie jeden mężczyzna chciałby usłyszeć z pięknych, pełnych ust panny Shiroraion. –I… -kontynuowała, ale zauważyła iskierki rozbawienia w jego oku. –Co cię tak rozśmieszyło? –spojrzała po sobie i przetarła wargi, myśląc, że może jest gdzieś brudna.
-Nie nic, po prostu zabrzmiało to trochę dwuznacznie. –zaśmiał się, widząc jej reakcję.
-Ale, co…? Aaa… -sama się uśmiechnęła. Mimo to nadal była lekko zaskoczona, że żarty się go tak trzymają. –A ja myślałam, że mam do czynienia z niezwykle poważnym ninja, a tu proszę. –po chwili oznajmiła: -Przechodząc dalej. Trening nie będzie się różnił od tego, co robiliśmy dzisiaj. Będziemy walczyć, ja będę starała się zabić ciebie, a ty zabić uczucia. –Hatake nieco się zdziwił. Dobra dzisiaj może go zaskoczyła, ale następnym razem miał zamiar pokazać jej, że mimo kilku rzeczy do poprawki nie da się go zaskoczyć dwa razy. A poza tym, czy na pewno na tym polega to całe „pozbywanie się uczuć”?
-Czy walka jest najlepszym sposobem? Bo wydaję mi się, że gdyby tak to prawdopodobnie już dawno obudziłby się Mangekyo. Wierz lub nie, ale wiele razy byłem w sytuacji zagrożenia życia.
-Wierzę ci, ale wtedy nie wiedziałeś do czego dążysz w sensie swojego oka. –odparła. –Wiedziałeś, co musisz zrobić, kierował Tobą obowiązek, chęć wypełnienia misji, a gdy ktoś zaatakował to wiadomo, że czasami trzeba kogoś zabić w obronie. To jest wpisane w bycie shinobi. A co do sposobu… Jeśli nie będzie przynosił efektów zmienimy taktykę, ale chyba nie będzie to konieczne. –rozchmurzyła się. A Kakashi nie miał zamiaru dalej drążyć tego akurat tematu. Zamiast tego zapytał:
-Mogę o coś spytać?
-Zawsze możesz, tylko jeśli chodzi o odpowiedź, to domyślasz się, że może jej nie być. –znowu ujrzał ten czarujący uśmiech.
-Czemu twój sharingan jest fioletowy? –jej dźwięczny śmiech rozniósł się echem po okolicy. Po chwili, o dziwo, usłyszał odpowiedź:
-Zadziwiasz mnie. Myślałam, że się domyślisz. –Hatake przymrużył oko. –Jeśli zmieszamy ze sobą barwę niebieską z czerwoną, otrzymamy fioletową.
-To wszystko? –Kakashi był zaskoczony. –Nie ma żadnych innych właściwości od normalnego? –znów coś, co wydawało się skomplikowane, miało tak prostą odpowiedź.
-Jeśli chodzi o zdolności to tak.
-A inne aspekty? –ale Kakashi po chwili przypomniał sobie wczorajszą sytuację. –No tak…
-Właśnie sam widziałeś, ale i tak nie wiesz wszystkiego. –dopowiedziała.
-To znaczy?
-Prawdziwy wojownik nie zdradza tak pochopnie sowich tajemnic. A tym bardziej swoich słabych stron. –przymrużyła lekko oczy, by wyglądać bardziej tajemniczo ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. –Może dane ci będzie je odkryć, panie Kakashi Hatake. –droczyła się z nim
-Chyba będę musiał panno Wasurenaguso Shiroraion. –czekał, aż speszy się słysząc swoje imię. Aż przygryzie wargę. I rzeczywiście, tak się stało. Ale odpowiedziała, spuszczając głowę:
-Skąd pewność, że jestem panną?
-Przecież, to proste… Nie masz obrączki. –uśmiechnęła się pod nosem.
-Spostrzegawczy jesteś. –odwzajemnił uśmiech.
***
Po chwili wracali już do wioski nawet nie zauważając, kiedy minęło tyle czasu. Dobrze im się rozmawiało po drodze. Choć nie rozmawiali o niej, bo nie było sensu. Mówili o swoich spostrzeżeniach po walce, a Kakashi’ego nadal nurtowało jeszcze kilka spraw.
-Czemu jesteś tancerką?
-Uważasz, że nie nadaje się? –zapytała z udawaną złością. Hatake zaczął się tłumaczyć
-Nie, nie o to chodzi. Twój taniec jest niesamowity… Znaczy… -widząc jego lekkie zakłopotanie, zaśmiała się, a on po chwili spoważniał. –Powiem wprost, chce wiedzieć, czy nie jesteś z innej wioski shinobi i czy nie infiltrujesz wioski? –uśmiech spełzł z jej twarzy i także spoważniała.
-Nie wiem jak to udowodnić, ale nie pochodzę z żadnej wioski shinobi i nie obchodzą mnie żadne wojny w tym rejonie. I uprzedzę twoje pytanie. Pomagam ci, bo Jirayia zrobił kiedyś coś dla mnie i  chce się odwdzięczyć.
-Raczej nie dowiem się, co on takiego zrobił. –pomachała głową potwierdzająco.
Szli teraz w milczeniu. Ninja był zdziwony, ze mimo iż tak wiele ukrywa, czuł do niej nić sympatii. Zastanawiał się nad czymś chwilę, ale z zamyślenia wyrwało go ciche burczenie.
-Heh. Gomen. –czuła się lekko zawstydzoną tą sytaucją, a Kakashi’emu nasunęło to pomysł.
-To może w ramach rozpoczęcia naszej wspólnej znajomości, pozwolisz zaprosić się na obiad? –zaproponował, nie patrząc na nią.
-Yhm… Bardzo chętnie, ale nie dzisiaj. Mam parę spraw i już jestem trochę spóźniona… -nie wyglądała na zmartwioną tym faktem, ale dopowiedziała:
-Może po kolejnym treningu?
-Trzymam za słowo. –Kakashi uśmiechnął się, a ona odwzajemniła gest.
***
Odprowadził ją do kamienicy na obrzeżach wioski, niedaleko restauracji „Cichy Mistrz”, w której pracowała. Może nie była to ekskluzywna miejscówka, ale nie najgorsza. Stanęli przed wejściem. Ruch był spory jak w każdy wieczór.
-Jakby co mieszkam pod siedemnastką. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to będę albo tu, albo w tej pseudo restauracji. –uśmiechnęła się stojąc teraz przodem do mężczyzny. Ale jej oczy miały swój „normalny”, czyli bezuczuciowy wyraz.
-Wiesz Wasurenagusa… -chciał powiedzieć, że dziękuje itd., ale jej wzrok uciekł w bok, a twarz spoważniała. Patrzyła na kota na jednym z parapetów. Był to perski kot bardzo, bardzo włochaty i  nakrapiany różnymi barwami. Po chwili znów na niego spojrzała.
-Nie ma za co. I jeśli możesz, to mów mi Kusa.
-Kusa? Czemu?
-Bo tak jest krócej…
-Ale mi się podoba Wasurenagusa. –jego odpowiedź nie zadowoliła jej.
-Kakash’ka… proszę. –powiedziała, robiąc słodką minę.
-No dobra, dobra...
-Cóż... Ja już pójdę. Do zobaczenia. –dopowiedziała szybko.

[i] Element wiatru: Błękitne Cięcie



[i] Element wiatru: Błękitne Cięcie
[ii] Zaczekaj! (jap.)

Rozdział VI…kiedy to stwierdzamy, że panna Shiroraion ma rozdwojenie jaźni.

Teraz wiedział, że jego intuicja go nie zawiodła. Ta kobieta była niebezpieczna. Wyglądała niewinnie. Ładna buzia i kobiece kształty mogły dostatecznie odwrócić uwagę od jej zdolności. Ale Kakashi Hatake był doświadczonym ninja. Nie łatwo było go oszukać. Tylko nie rozumiał jednego. Jaki ona ma interes w tym, żeby nauczyć go Mangekyo? Jeśli naprawdę chodzi o Jirayię, to co on takiego zrobił, że ona była mu coś winna? „Ta sprawa robi się coraz ciekawsza.” Uśmiechnął się do siebie, zakładając bluzę, spodnie i buty. „Przynajmniej coś się dzieje.” – co prawda, to prawda. Nudziły go już nudne misje rangi A, czy nawet S. Ciekawiej było jak chodził na misje rangi C ze swoimi uczniami. Przynajmniej nie zmęczył się zbytnio, a ubaw był nie mały przy całej trójce.
Wyszli z mieszkania i skierowali się uliczką, tak jak wskazała Wasurenagusa. Chwile szli w milczeniu pustymi dróżkami, aż Kakashi przerwał tę ciszę:
-Tak więc… -zaczął niemrawo. –Raczej nie powiesz mi jak to się stało, że go masz?
-Nie mylisz się. –odpowiedziała po chwili dodając:
-Osobiście nic do ciebie nie mam i może w innych, sprzyjających, okolicznościach, byłabym skłonna do zwierzeń, ale nie mogę. Poza tym prawda jest zbyt przerażająca. –zakończyła. –Z drugiej strony mogłabym zapytać o to samo. –trzymała prawą ręką swoje lewe przedramię od czasu do czasu je pocierając. Zimno je trochę dokuczało. Chyba nie przemyślała do końca swojej nocnej wycieczki.
-Pewnie tak, ale podejrzewam, że Jirayia-sama już ci o tym wspomniał –odparł Kakashi, a jego pomysły potwierdziło kiwnięcie jej głowy.
-Wiem, że to prezent od twojego przyjaciela, nic więcej. –odrzekła. Rozmowa urwała się.
Nadal czuła pulsowanie w okolicach skroni. Mężczyźnie nie umknął ten fakt i złapał ją za łokieć, przesuwając ją w swoją stronę, aby nie wpadła na jedną z belek podtrzymującą markizę jednego ze sklepów
-Gomen, ale nie używam tego zbyt często i nie przyzwyczaiłam się. –wytłumaczyła się, co nie wydawało się w jej stylu.
-Czemu nie używasz tego zbyt często? –Kakashi chciał wykorzystać moment. Teraz może mógł się więcej dowiedzieć. Jednak dziewczyna nadal była czujna. Zdała sobie sprawa, że trochę się zagalopowała i odpowiedziała:
-Bo nie potrzebuje. –Hatake zastanawiał się, czy nie potrzebuje, bo nie walczy zbyt często, czy jest aż tak dobra, że nie musi używać sharingana? A może i jedno i drugie, a może żadne… Na oko trudno ocenić. Mimo to nie spytał jej już o to, bo i tak usłyszałby jakąś wymijającą odpowiedź.
Trzymała go teraz pod rękę z przymkniętymi oczami. Po chili jednak otworzyła je szeroko mrugnęła kilka razy. Odsunęła się od niego i powiedziała:
-Arigato.[i] Dalej już sobie poradzę. Wyśpij się. –stanęli na jednym ze skrzyżowań, z którego odchodziły trzy ścieżki.
-Dziękuję za radę, ale jesteś pewna, że wszystko w porządku? –zapytał dla pewności.
-Dam sobie radę. Moje oczy… -jakby chciała coś powiedzieć, ale ugryzła się w język. –…już się ustabilizowały. –to prawda wyglądały normalnie, znów były niebieskie, choć nieco zaczerwienione. Kakashi miał pewne wątpliwości, ale postanowił odpuścić.
-Skoro tak twierdzisz. –odpowiedział.
-Jeszcze raz dziękuję. –uśmiechnęła się, a Hatake nie umknął fakt, że jej oczy i twarz wyrażały wdzięczność, a jej uśmiech był prawdziwie szczery. Nie tak jak wcześniej, gdy trudno było określić, czy udaje. Pomyślał jakby miał do czynienia z trochę inną personą.
-Nie ma za co. W sumie nic takiego nie zrobiłem. –podrapał się po głowie, odwzajemniając uśmiech.
-Jak to nic? Uratowałeś mnie przed bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z słupem i zafundowałeś darmowe, nocne oprowadzanie po Konoha. –zażartowała.
-Tak ratowanie dam przed okropnymi drewnianymi słupami to moja specjalność. –zaśmiali się. –I kto powiedział, że oprowadzanie było darmowe?
-No wiesz, myślałam, że pierwszy spacer po mieście gratis. –odparła.
-Hmm… Nie pamiętam takiego zapisu na mojej ulotce. –śmiali się jeszcze chwilę.
-Dobrze już cię nie zamęczam. Liczę, że jutro pójdzie nam sprawnie. Yoi yoru.[ii]
-Oyasuminasai.[iii]–odparł i patrzył przez krótki czas jak odchodzi.
Udał się w stronę mieszkania, zastanawiając się po drodze, czy to aby na pewno była Wasurenagusa Shiroraion. Wcześniej była bardziej zdystansowana, a teraz rozmawiali jakby byli starymi znajomymi. Ta wersja dziewczyny nieco odbiegała od jego wcześniejszych przemyśleń. Jedna wydawała się dużo bardziej tajemnicza, taka nie z tego świata, bardziej poważna, uważna. Ta druga była dziewczyną, którą spotkał przy Kamieniu Chwały, tą tancerką, którą zobaczył w restauracji i tą kobietą, z którą rozmawiał przed chwilą. Stanął w swoim mieszkaniu i długo nie mógł zasnąć.
***
O 12 (Kakashi o 12 z hakiem) oboje już byli na polu treningowym. Po krótkim powitaniu dziewczyna od razu przeszła do sedna:
-Na początku chciałabym zobaczyć jak walczysz.
-W jakim celu?
-Chcę zobaczyć jak rozkładasz czakrę i używasz oka. –Kakashi kiwnął głową.
-To z kim mam walczyć?
-W sumie to oprócz ciebie jest tu tylko jedna osoba. –uniosła lekko prawy kącik ust.
-Czemu mnie to nie dziwi. –zachichotała cicho, a po chwili na poważnie oznajmiła:
-Skoro wszystko jasne… -włożyła rękę do kieszeni wyciągając drewnianą pałeczkę. –Chcę byś walczył na serio. –zakręciła na niej włosy i włożyła odpowiednio tak, by kok się trzymał. Shinobi Liścia kiwnął głową. –Ikuzo![iv] –zakomenderowała, opuszczając swobodnie ręce. Jonin pomyślał, że najlepiej zacząć od taijutsu, żeby wyczuć przeciwnika. Bo przecież sam nie wiedział, czego się po nie spodziewać. „Prawdopodobnie nie użyje sharingana”-tego mógł być prawie pewien po wczorajszym incydencie.
Nie miał zwyczaju atakować pierwszy, ale jak mus to mus. Jeśli to ma pomóc. Na początku cofała się, unikając zwinnie jego ciosów. Później, gdy przyspieszył blokowała bezproblemowo. Była szybko. Z pewnością w tym dorównywała mu. W końcu zaatakowała. Wykonała półobrót pod jego ręką i uderzyła wewnętrzną częścią dłoni z palcami zgiętymi w środkowym ich zgięciu, w kręgosłup shinobi. Nie włożyła w uderzenie zbyt wiele siły, ale Kakashi i tak się zachwiał. „W taijutsu jest dobra.” –zauważył mężczyzna. „Chciała zobaczyć sharingana, w takim razie…” –mężczyzna złapał za maskę i odsunął ze swojego lewego oka. Teraz widział jej przepływ czakry. Był bardzo spokojny, podczas gdy jego pulsowała. Wziął głęboki oddech.
Jej wzrok. Od czasu, gdy rozpoczęli walkę znów nieobecny, pusty. Na dodatek ani razu nie spojrzała mu w oczy. Co było sporym utrudnieniem, gdyż nie mógł wykorzystać wszystkich zalet sharingana. Zamyślił się, ale nie było na to czasu. Wasurenagusa zaatakowała.
Wydawało się, że zaatakuje od frontu, ale ona w ostatniej chwili wygięła ciał, trafiając w bok przeciwnika. Mężczyzna złapał ją w tedy za rękę i wyjął z pochwy kunai. Wykręcił jej dłoń, w taki sposób by zmusić ją by stanęła przed nim tyłem i chciał przyłożyć broń do jej szyi. Ona jednak zdążyła wyciągnąć kunai z jego sakwy, blokując go. Obróciła się pod jego ramieniem, zmuszając go do wypuszczenia jej z uścisku. Odskoczyli od siebie na niewielką odległość.
Hatake lubił patrzeć przeciwnikowi w oczy. Nie tylko dla tego, że to było ułatwienie w wykorzystywaniu sharingana, ale po prostu uważał, że tak jest bardziej honorowo. Ale ona nie miała chyba zamiaru choćby na ułamek sekundy spojrzeć na niego. Albo je zamykała, albo patrzyła na trudny do określenia punkt krajobrazu. Możliwe, że powodem było tylko to, że z powodu, iż znała jego doujutsu, specjalnie utrudniała mu walkę.
Zaczęli walkę na krótki dystans. Oboje zaciekle atakowali i bronili się. Hatake szybko analizował je styl. Po krótkim namyślę, jedyne, co mu się kojarzyło to taniec. Może to brzmi dziwnie, ale tak było. Miękko unikała ciosów. Ruchy jej stóp wyglądały na skomplikowane, ale poruszały się w określonym rytmie, jak w tańcu, nie wspominając o dłoniach, które były chyba najlepiej wytrenowane. Układała je i napinała ich mięśnie perfekcyjnie. Widać było, że sporo ćwiczy, bo wszystko wykonywała bez większego skupienia, po prostu odruchowo. W dodatku patrzenie, jak posługuje się białą bronią było poezją dla oczu.
Ninja uznał, że lepiej zmienić taktykę. Miał przecież jeszcze sporo w zanadrzu. Nie na darmo mówi się, że skopiował ponad tysiąc technik. Jego krwiste oko zawirowało. Zawiał dziwny wiatr. Liście wirowały, unosząc się razem z podmuchem. Powietrze zgęstniało. Czas jakby zwolnił. Kakashi wykonał kilka znaków, żeby odpowiednio skoncentrować czakrę i utrzymać genjutsu. Po chwili zniknął z pola. Nie poruszała się. Teraz mógł trafić.
Pojawił się za nią i przyłożył kunai do jej szyi i zapytał:
-Tyle wystarczy? –a ona stała niewzruszona. Jej wzrok nadal nic nie wyrażał. Ani zdziwienia, ani cienia zainteresowania. Hatake zmrużył oczy. Coś tu nie gra.
Słysząc jego słowa uśmiechnęła się szelmowsko, zamykając oczy.
-Nieźle. –w tej samej chwili zniknęła, a po niej został tylko kłębek piorunów. „Klon błyskawicy… Jak mogłem nie zauważyć?” –zaabsorbował elektryczną wiązkę, tylko dzięki temu, że miał naturę błyskawicy. Wykonał szybko kilka znaków, potrzebnych do wykonania następnej techniki, ale po sekundzie zaniechał swój pomysł. Zamiast tego wykonał znak uwolnienia.
-Kai! –teraz wszystko wróciło do normy. Dziewczyna stała przed nim. „Wykonała genjutsu podczas mojego genjutsu. I nawet nie użyła sharingana. Ciekawe… Nie straciła nawet zbyt wiele czakry… Moment!” –Kakashi otworzył szeroko oczy. „Uzyła Raiton Kage Bunshin[v], powinna stracić połowę swojej czakry.” –mimo to patrzył na jej skupiska czakry i był pewien, że starciła nieco ponad czwartą część zasobów. Zmrużył oczy. Szukał intensywnie jakiegoś wytłumaczenia, ale nie miał na to zbytnio czasu, bo został w niego rzucony kunai.
Dziewczyna wykonała pieczęcie:
-Katon: Hi no ryū[vi] –ułożyła palce w znak tygrysa, przyłożyła do brody i wypuściła sporą ilość powietrza z płuc zmieszanego z czakrą, która zamieniła się pomarańczowo-czerwonego smoka sunącego wprost na mężczyznę. Szybko wykonał obronę:
-Suiton: Suijinheki[vii]  –fala wody zatrzymała płomienną bestię, a Hatake wykorzystał zasłonę z pary wodnej. Wyciągając rękę, zebrał w niej czakrę i dorzucił swoją naturę błyskawicy.
-Raiton: Lightning Hound![viii] –prąd przybrał kształt psa niewielkich rozmiarów i z prędkością światła biegł w stronę, gdzie stała przed chwilą Wasurenagusa
, kierowany ręką swego pana…


[i] jap. Dziękuję
[ii] jap. Dobrej nocy
[iii] jap. Dobranoc
[iv] jap. tu w kontekście „zaczynajmy”
[v] Element Błyskawicy: klon błyskawicy
[vi] Element Ognia: Ognisty smok
[vii] Element Wody: Ściana wody
[viii] Element Błyskawicy: Pies piorunów (tłumaczenie moje, wiem po angielsku brzmi to dużo lepiej)

***
Dzisiaj notka dla mojej mamy, którą nie obchodzi, że prowadzę bloga i pewnie nigdy na niego nie zajrzy, ale ze względu, że ma urodziny. Wszystkiego najlepszego Mamo! Kocham Cię!:*
Co do rozdziału… Sama nie wiem, co myśleć? Powiedzcie mi jak podoba się scena walki? Pierwszy raz coś takiego opisuje. A i większość nazw technik mojej bohaterki będą made by me, ale jak chcecie to możecie pożyczać, techniki Kakashi’ego są oczywiście zapożyczone z mangi anime „Naruto”
Aiko kochana, odpowiedzi na twoje pytania powinny znaleźć się w next’cie. Taki mały spamik;)
Wasurenagusa
PS Dzisiaj brak filmiku ze względu na pamięć ofiar terroryzmu 11 września.[*]
Dzisiaj notka dla mojej mamy, którą nie obchodzi, że prowadzę bloga i pewnie nigdy na niego nie zajrzy, ale ze względu, że ma urodziny. Wszystkiego najlepszego Mamo! Kocham Cię!:*
Co do rozdziału… Sama nie wiem, co myśleć? Powiedzcie mi jak podoba się scena walki? Pierwszy raz coś takiego opisuje. A i większość nazw technik mojej bohaterki będą made by me, ale jak chcecie to możecie pożyczać, techniki Kakashi’ego są oczywiście zapożyczone z mangi anime „Naruto”
Aiko kochana, odpowiedzi na twoje pytania powinny znaleźć się w next’cie. Taki mały spamik;)
Wasurenagusa
PS Dzisiaj brak muzyki ze względu na pamięć ofiar terroryzmu 11 września.[*]

Rozdział V …gdy ktoś robi coś.

Kakashi wrócił do swoich spraw. Musiał wypełnić parę papierków z poprzedniej misji i musiał zrobić zakupy. Później wrócił do Kamienia Chwały. Stał tam przez chwilę… Dłuższą chwilę. A właściwie jak zwykle zatracił się w wspomnieniach i żalach.
Wszyscy zastanawiali się, czemu stoi tu godzinami. O czym myśli? Co tak silnego ninja przyciąga w to miejsce? Niektórzy wtajemniczeni wiedzieli, że chodzi o Obito Uchihę. Ale nawet oni nie mogli zrozumieć, czemu aż tak często tu przebywa. A odpowiedź nie była taka trudna.
To była jego pokuta. Za to, jakim był idiotą. Za to, że wciąż łamał złożone obietnice. Za to, że nie potrafił się posłuchać swego serca. Za to, że jak zwykle się spóźnił. Za swoją dumę i głupie postanowienie wykonywania misji ponad wszystko. Gdyby nie to Obito i Rin może wciąż jeszcze by żyli…
Większość ludzi możliwe, że załamałaby się po takiej traumie i w chwili takich przemyśleń. Ale nie on. Hatake Kakashi miał silny charakter i mimo, że obwiniał się, nie mógł zmarnować prezentu od Obito. Musiał bronić wioski za cenę własnego życia. Nie mógł się poddać. Obito nie poddałby się. Jak Naruto. Tak… Obito i Naruto byli do siebie bardzo podobni. Mieli w sobie siłę, ukrytą za głupkowatością. Ale nie była to siła fizyczna. To była siła, pozwalająca zmieniać ludzi. Ich słowa, słowa wypowiadane zawsze prosto z ich serc, miały siłę większą niż jakikolwiek demon, niż Kyuubi, niż wszyscy ludzie razem wzięci.
Przynajmniej tak twierdził Kakashi. Sasuke tego nie docenił. Wybrał zemstę. Za to też się winił.
Spojrzał na niebo. Ściemniało się. Ale stał jeszcze chwilę. Zastanawiał się, co zrobiły Obito na jego miejscu. Czy zaryzykowałby? Możliwe. Wręcz pewne. Nawet by się nie zastanawiał. Zawsze chciał być silniejszy. Chciał być lepszy od niego. Jak Naruto od Sasuke. Byli swoimi własnymi celami… Nadal są.
***
Wrócił do mieszkania. Zapalił światło. Zjadł lekką kolację i położył się na łóżku. Wsadził ręce pod głowę. Ale nie mógł zasnąć. Ta kobieta. Wasurenagusa. Nie dawała mu spokoju. Może jednak zbyt pochopnie się wycofał? A jeśli udałoby mu się?
Pokręcił głową. Nie. To nie miało sensu. Pozbycie się uczuć? To jakaś bzdura. Tylko, czemu wtedy miałaby mu to proponować? Była dziwna, ale nie wyglądała na niespełna rozumu. Wręcz przeciwnie wyglądała na niezwykle inteligentną. Ważyła każde słowo zanim je wypowiedziała, aby przypadkiem nie powiedzieć czegoś niewygodnego. Na pewno miała coś do ukrycia. Hatake wiedział od razu. Wcześniej go to interesowało, ale teraz wycofał się i nie powinno go to w ogóle obchodzić. Mimo to powracał myślami do jej osoby. Coś się za nią kryło.
Skąd wiedziała tyle o sharinganie i na jakiej podstawie twierdzi, że potrafi go obudzić. Jak to się stało, że Jirayia jej zaufał i wysłał ją tutaj? Może powinien jeszcze raz to przemyśleć? Czuł się skołowany. Dawno nikt nie wzbudził w nim takiego poczucia. Otworzył książkę.
Przewracał tak dobrze znane sobie strony, jakby szukając tam odpowiedzi. Oczywiście jej tam nie było. Spojrzał na zegarek. Prawie północ. Odłożył książkę na bok. Przekręcił się na bok i zamknął oczy, czekając na sen. Niestety ciche pukanie do drzwi przerwało ciszę. Na początku pomyślał, że mu się tylko wydawało. A raczej miał nadzieję, że ktoś pomylił mieszkania. Jednak dźwięk uderzania o jego drzwi powtórzył się. W dodatku był o ton głośniejszy. „Kogo tu niesie o tej porze?” – pytał sam siebie. –„Chyba nie kolejna misja. Tsunade obiecała mi przecież wolne do pojutrza. Ona mnie zamęczy”. Podszedł do drzwi. Gdy tylko dotknął klamki poczuł znany mu zapach. Zamyślił się na ułamek sekundy, ale po chwili otworzył drzwi. Kobieta oglądała właśnie wystrój korytarza. Choć oczywiście nie było, co oglądać poza pustymi ścianami i klatką schodową.
-Ohayo, Kakashi. –powiedziała.
-Ohayo, Wasurenagusa… -odpowiedział, czekając na jakieś wyjaśnienie wizyty o tej porze i w ogóle JEJ wizyty. Ona przygryzła wargę, słysząc ponownie swoje imię w jego ustach.
-Przepraszam, że tak cię nachodzę, ale chciałam ci coś pokazać… Mogę wejść? –zapytała.
-Myślałem, że… -„A co mi tam! Skoro chce mi coś pokazać…” –Yy… Proszę wejdź. –wpuścił ją i zaprowadził do kuchni, gdzie usiedli po turecku przy stoliku.
-Może herbaty? –zapytał Hatake po chwili ciszy.
-Nie dziękuję, nie mam zamiaru zamęczać cię o tej porze. –odrzekła.
-Więc, co chcesz mi pokazać? –zapytał.
-Czy jeśli dam ci dowód, że mój trening jest skuteczny, to będziesz ćwiczył? –wypowiedziała to pytanie szybko. Jakby uformowała je bardzo starannie i nie chciała teraz niczego pominąć. Kakashi zamyślił się. Co mu szkodzi?
-Myślę, ze to prawdopodobne. –„ciekawe, czym mnie teraz zaskoczysz, panno Shiroraion.” –Jak chcesz to udowodnić?
-No to chyba logiczne… -powiedziała to cicho i spojrzała wymownie w jego oczy. Gdyby nie maska Wasurenagusa pewnie teraz patrzyłaby jak ninja zbiera swoją szczękę z podłogi. Po chwili opanował się nieco. Ale oczy nadal miał szeroko otwarte.
-Posiadasz man… -mgnieniu oka zbliżyła się do niego i zasłoniła mu usta ręką.
-Posłuchaj mnie. Lepiej zważać na słowa. Oboje wiemy, o co chodzi. –powiedziała, spoglądając za okno.
-Dobrze, więc jak chcesz mi TO pokazać? –spojrzał w te niebieskie tęczówki. Czyżby one skrywały taką tajemnice? Spodziewał się każdej rzeczy po niej, ale TO?! Nabrała sporo powietrza przez nos i wypuściła powoli, przymykając powieki.
Kakashi nadal nie mógł uwierzyć. Chciał to zobaczyć. Czuł niesamowite napięcie. Niewyjaśnione podniecenie. Na początku, przez chwilę, myślał, że żartuje. Ale ona była śmiertelnie poważna. Patrzył na jej zamknięte powieki w oczekiwaniu na ów „dowód”. Minęło kilkanaście sekund, które jemu wydawały się wiecznością. Dawno nie był tak podekscytowany i zaciekawiony. (Chyba od czasu premiery kolejnej książki JirayiXD). Ociężale podniosła powieki. Hatake zacisnął ręce w pięści. „Niemożliwe”.
W jej oczach był najprawdziwszy sharingan trzeciego poziomu. Po chwili trzy łezki zawirowały, a w jej oczach pojawiła się czarna spirala. Mangekyo Sharingan. Ale nie tylko to było zadziwiające. Jej oczy zmieniły barwę na… fioletową. Po chwili mrugnęła i jej źrenice znów były normalne. Fioletowy kolor tęczówki z czasem zmieniał się na niebieski. Pod jej powiekami zebrało się kilka łez. Jednak mrugnęła kilka razy i został po nich jedynie błyszczący ślad na oczach. Kopiującemu Ninja nie mieściło się to w głowie.
-Jak to możliwe? –zapytał mimowolnie. „Jak to możliwe, że ktoś jeszcze ma sharingana?” –ten świat ostatnimi czasy zadziwiał go coraz bardziej i bardziej.
-Nie umówiliśmy się na pytania odnośnie mojego kekke genkai. Ale rozumiem, że to cię przekonało? –zapytała. Kakashi’ego przekonało to, a nawet potwierdziło, że ona coś ukrywa. Ale no cóż.
-Przy takich dowodach, chyba muszę się zgodzić. –uśmiechnęła się pod nosem.
-W takim razie zostawiam cię już. Oczywiście do jutrzejszego południa. –powiedziała, wyznaczając termin kolejnego spotkania. Podniosła się z miejsca. Nogi pod nią zadrżały i opadła z powrotem na podłogę. Znaczy opadłaby na tą zimną, twarda podłogę, gdyby Kakashi jej nie chwycił. Złapała się za głowę.
-Co się stało? –zapytał lekko zmieszany.
-To nic. –odpowiedziała. –Czasami się tak dzieje. –otworzyła oczy i spojrzała na niego. Dopiero teraz zauważyła, że siedzi na jego nogach, a on obejmuje ją ręką w pasie. Nie myliła się. Był silny. Czuła jak pewnie ją trzyma. Ale jego maska, nie, jego twarz była stanowczo za blisko.
-Przepraszam. –odsunęła się od niego. Spuściła głowę i przetarła oczy dłońmi.
-Nic się nie stało. –odwrócił głowę w stronę własnych szafek, oglądając je tak jakby nigdy ich nie widział. „To, co się stało… To nic.” –powiedział w myślach. Ale cholernie mu się podobało, gdy była blisko niego. Choć nie przyznał się do tego nawet przed sobą. Czuł jej ciepło. A jej włosy pachniały jak świeże kwiaty. Szybko jednak zapomniał o tym.
Kobieta wstała już i powiedziała, że musi iść.
-Na pewno nic ci nie jest? –zapytał, dodając: -Może odprowadzić cię? –dziewczynę zdziwiło zainteresowanie jej zdrowiem. Czyżby jej sharingan aż tak go zdziwił? Pewnie chciał się czegoś dowiedzieć. Niestety miał pecha. Nie mogła i nie chciała nic mówić.
-Nie trzeba poradzę sobie. Nie chcę sprawiać kłopotu. –ból przeszył jej głowę, ukryła ból, ale powieki mimowolnie się zacisnęły.
-Nie ma sprawy tylko poczekaj chwilę.
-Widzę, że nie da się z tobą dyskutować. –stwierdziła z lekkim uśmiechem. Zakryła oczy ręką. Szczypało. Ale przyzwyczaiła się do tego uczucia.
-Skoro, tak sądzisz. –tak naprawdę Kakashi’emu wcale nie widziało się odprowadzać Wasurenagusę. Ale przecież był dżentelmenem. A z drugiej strony ciekawość była silniejsza niż zmęczenie i chęć pójścia spać.
<><><>
Trochę dłużej niż zwykle. Szczerze nie miałam pomysłu na ten rozdział, ale chyba jestem zadowolona. Pozdrawiam 
Wasurenagusa
PS Mała podpowiedź: Wasurenagusa czytamy "Wasurenag'sa/Wasurenak'sa". Tak dla ścisłości^^

Rozdział IV …w którym wszystko się zakończy?

Na drugi dzień Kakashi, idąc na umówione spotkanie, zastanawiał się nad dziewczyną. Nie znał jej imienia, nie wiedział skąd jest i czemu to robi. Wiedziała o nim prawdopodobnie więcej niż by sobie życzył, ale to pewnie dzięki Żabiemu Mędrcowi. On sam w sobie nie ufał Jej, ale skoro Jirayia ją tu przysłał, to czemu nie? Skoro chce go nauczyć Mangekyo? Otworzył książkę sannina. Zaczął analizować tą kobietę. W nadziei, że coś wywnioskuje. Ciemnoblond włosy, niebieskie oczy, dość wysoka, brzoskwiniowa cera. Kakashi dopiero teraz zauważył jak ładna jest… „Ladna? Piekna!”
Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że skądś kojarzy. Ta chusta… Ona mu coś mówiła. Tylko, że nie wiedział, co? „Muszę zdobyć informacje.” –pomyślał. Postanowił także pójść dzisiaj do tej restauracji i przyjrzeć się jej kompanom. Wcześniej nie zwrócił na nich uwagi, ale teraz każda poszlaka była ważna. Nagle przed Kakashi’m pojawił się Maito Gai:
-Ohayo Kakashi! –przywitał się shinobi wraz ze swymi charakterystycznymi ruchami.
-Yo, Gai. –odpowiedział szarowłosy stojącemu naprzeciw mężczyźnie o krzaczastych brwiach, który ubrany był w obcisły zielony strój i kamzelkę jonina.
-Czy to nie pora na naszą kolejną walkę? –zapytał z błyskiem w oku. Kakashi pomyślał, że ma jeszcze trochę czasu i nie odczepi się od czarnowłosego tak łatwo. Więc zamknął książkę, schował ją do torby i wystawił pięść na znak rozpoczęcia walki w…
-Janken…(papier, nożyce, kamień)
-Tylko bez sharingana!
-Jasne…
-…Janken… -obaj wystawili swoje znaki.
Pierwszą rundę wygrał Kakashi. Potem Gai. Znów Gai i później Kakashi.
-Nie ma mowy dzisiaj ja wyjdę na prowadzenie, wygrana należy do mnie! A jeśli nie to czeka mnie 1500 podciągnięć na drążku!–cieszył się już Gai, jak zwykle postanawiając sobie coś, gdy przegra. Kakashi nie widział w tym sensu, ale nie obchodziło go to.
-Papier, nożyce, kamień! –emocje sięgnęły zenitu. Maito zamknął oczy, a gdy je otworzył, szczęka mu opadła.
-No nie! To niemożliwe! –ubrany na zielono ninja był zniesmaczony kolejną porażką, ale zapisał ja skrupulatnie w swoim notesie.
-To jaki mamy wynik? –zapytał niby przypadkiem Hatake.
-64 do 63 dla ciebie. –zwycięzca pojedynku uśmiechnął się pod nosem, choć nikt nie mógł tego zauważyć dzięki jego masce.
-Ja muszę już lecieć. –przypomniał sobie o spotkaniu. –Sayonara! (jap. do widzenia)
-Sayonara! I pamiętaj następnym razem zwycięstwo będzie należało do mnie! –dodał jeszcze Gai, kierując się do siłowni i wypełnić obietnicę, ale Kakashi już dawno przestał go słuchać i szedł dalej.
Udał się w stronę pola treningowego, zdając sobie sprawę z kilkuminutowego spóźnienia. Wymyślił ewentualną wymówkę.
***
Leżała na ziemi z nogami opartymi o jeden z pali. Długo myślała, patrząc na niebo. Jej wzrok zdradzał, że czymś się niepokoi. Przymknęła oczy, wypuściła powietrze nosem i powiedziała do siebie:
-Raz kozie śmierć. –uśmiechnęła się do siebie. Po chwili wyczuła go. „Nie spieszyło mu się tak jak wczoraj.” –zaśmiała się w duchu. Czuła, że jest silny, choć oczywiście nie wyglądał. Wciągnęła powietrze nosem. Poczuła rześkość. Taką jak po burzy. „Chakra błyskawicy.”
Już z daleka zaczęła machać mu ręką, nie podnosząc się jeszcze z ziemi.
-Ohayo, Kakashi. –wstała powoli, gdy podszedł. Wyglądała tak jak za pierwszym razem. Ta sama bluzka, spodnie. Jedyne czego brakowało to ta chusta, która wydawała mu się znajoma i rozpuszczonych włosów, które ułożyła w kok, trzymający się jedynie na drewnianej pałeczce.
-Ohayo, wybacz spóźnienie, ale musiałem… –ale ona po raz kolejny mu przerwała.
-Nie szkodzi. –Hatake zdziwił się nie była zła ani zirytowana, właściwie zupełnie ją to nie interesowało. Już wcześniej myślał, że jest z Nią coś nie tak. Wydawała się miła, ale jej oczy… Wydawało mu się, że są bez uczuć. Ale nie tak bez uczuć jak większość shinobi, którzy ukrywają swoje uczucia za bezwzględnością i brakiem skrupułów. One wydawały się puste, bez wyrazu. Jakby naprawdę nie było w Niej uczuć.
-Może od razu przejdźmy do rzeczy. –Kakashi’emu spodobało się to, że już nie musiał ciągnąć jej za język, a sama wychodziła z inicjatywą. Ale musiał jeszcze o się czegoś dowiedzieć:
-Dobrze, ale najpierw chce poznać twoje imię? –wydawała się lekko zmieszana, ale chwile później zaśmiała się:
-Przepraszam, nie przedstawiłam się. –po chwili odpowiedziała cicho. –Wasurenagusa. -Hatake zdziwił się słysząc to imię. Nie spotkał jeszcze osoby o tym imieniu. Uchwycił znów jej puste spojrzenie. Po chwili dodała:
-…Shiroraion. –Hatake zapisał w pamięci „Shiroraion”.
-A więc Wasurenagusa…–lekko drgnęła jej warga, słysząc swoje imię. –Czemu chcesz mi pomóc?
-Ech… -znowu westchnęła. Kakashi pomyślał, że to jest jej zwyczaj wyrażania zirytowania. –Myślałam, że moje wyjaśnienia były wystarczające. Jiraiya mnie o to poprosił. –odpowiedziała. –Coś jeszcze panie śledczy? –uśmiechnęła się chcąc rozładować sytuację, myśląc, że to pytanie zakończy jego serie pytań dotyczących jej osoby. Nie chciała mu za dużo mówić.
-Skąd jesteś? –zapytał, nie zważając na nic.
-Z bardzo daleka. –odpowiedziała, a jej twarz znowu przybrała swój bezuczuciowy wyraz. –To skąd jestem nie jest ważne, a nawet jeślibym ci powiedziała, to i tak nie wiedziałbyś, o jakie miejsce chodzi. –dopowiedziała po chwili. Kakashi nie był zadowolony. Ocenił ją po krótkiej analizie. Kobieta, która zna z imienia i nazwiska, które oczywiście mogą być zmyślone, nie wie skąd jest i możliwe, że nie zna jej prawdziwych zamiarów i na dodatek jak ona dowiedziała się jak obudzić Mangekyo Sharingana? Tak i tylko dzięki tej możliwości postanowił jej „zaufać”. Miał tyle pytań, ale ona nie wydawała się osobą, która odpowiedziałaby mu wprost. „W co ja się pakuje?” –sam nie wiedział.
Wasurenagusa spojrzała na Hatake wahał się. Nie dziwiła się wcale. Mimo to albo jej zaufa, albo nie. Jej w sumie nie zależało aż tak bardzo. Chciała mu pomóc. Przydałby się tu ktoś z Mangekyo. Ale głównie robiła to dla Ero-sennina, jak go nazwał Kyuubi (jap. Dziewięcioogoniasty, chodzi o Naruto (przyp. autorki)), choć wcale nie widziało jej się wracać akurat tu.
Kakashi postanowił już nie ciągnąć jej za język i wrócić do meritum.
-W takim razie jak chcesz obudzić we mnie mangekyo „bez zabijania”? –oparła się o pal za sobą. Odetchnęła. „Myślałam, że już masz zamiar się wycofać?” –uśmiechnęła się w duchu.
-Rzeczywiście wczoraj miałeś rację. Zabójstwo to jest podstawowy sposób obudzenia tej zdolności w twoim doujutsu (*oczna/e technika/jutsu), ale czy zastanawiałeś się kiedyś nad samą ideą zabicia najbliższego przyjaciela?
Kakashi po walce z Itachim zastanawiał się jak obudzić w sobie Mangekyo. Szukał po bibliotekach i fakt kiedyś rozmawiał o tym z Jirayią. Lecz nie znalazł nigdzie innej metody aktywowania go. Był pewny, że trzeba po prostu zrobić to tak, jak zrobili to Madara, Izuna i Itachi Uchiha. Więc nie miał się, nad czym zastanawiać. Ale teraz, gdy ona zapytała. Pomyślał przez chwilę.
-Pewnie chodzi o siłę, którą trzeba w sobie mieć, by dokonać takiego czynu. –odpowiedział.
-Też, ale nie do końca… Bardziej chodzi o brak uczuć.
-Brak uczuć… -powtórzył po niej.
-Tak, bo jakie uczucie jest na tyle silne, by popchnąć nas do tego? Nienawiść? Nawet ona nie jest na tyle mocna, by dzięki niej zamordować najlepszego przyjaciela. –odpowiedziała trochę filozoficznie. Ale naprawdę chciała, by zrozumiał jak najlepiej.
-Poza tym, gdy kogoś nienawidzimy to on nie jest już naszym przyjacielem tylko wrogiem…-dopowiedział Kakashi. „Sasuke, Naruto…”
-Jakby się nad tym zastanowić, to tak. –Kakashi otrząsnął się z zamyślenia.
-Więc chodzi o pozbycie się uczuć, tak? –Hatake był zdumiony łatwością odpowiedzi.
-Tak, ale… -zatrzymała się, masując swoje przedramię.
-Nie jest to takie proste. –kiwnęła głową. Spojrzała na niego.
Potrzeba dużo czasu. A ona tyle nie ma. Ale może się udać.
-Pozbycie się uczuć, to nie to samo, co pozbycie się np. skrupułów, kiedy to jeszcze my możemy zadecydować, czy powiedzmy zabić kogoś, czy nie. To jest względnie proste, szczególnie dla ninja. I mimo iż jest zasada, że ninja nie powinien mieć uczuć, nie może płakać, to przecież wszyscy są tylko ludźmi i cóż nimi kieruje? Uczucia. Troska, ból, złość, nienawiść, zemsta. W dodatku uczucia to coś, co często przeczy naszemu umysłowi i zdrowemu rozsądkowi.
-I woli –dodał shinobi Wioski Liścia.
-Zwłaszcza jej. –kobieta ucieszyła, że Kakashi jest inteligentny. „To naprawdę może się udać.”
Gdy poznała Naruto modliła się całą drogę tutaj, żeby nie był podobny do swojego mistrza, którego zgodziła się przeszkolić. Wtedy jeszcze bez wiedzy samego zainteresowanego. Uśmiechnęła się pod nosem.
Kakashi uchwycił jej uśmiech i się zdziwił.
-Coś się stało? –zapytał.
-Nie nic zamyśliłam się, Gomen (jap. Przepraszam). –odpowiedziała, otrząsając się z myśli. Kakashi postanowił wszystko dokładnie określić:
-Więc ustalmy wszystko. Pozbywając się uczuć, Mangekyo sharingan się obudzi, tak po prostu? –Hatake odniósł wrażenie, że to jest dużo za proste coś musi się za tym kryć.
-Teoretycznie... Bo wiesz… Nigdy nic nie wiadomo póki się nie spróbuje. –uśmiechnęła się. Widząc jej usta rozszerzone w uśmiechu, sam miał ochotę się uśmiechnąć, ale po chwili zrozumiał sens jej słów.
-Zaraz… -powiedział, ściągając brwi. - To znaczy, że nie wiesz, czy to zadziała? –był zdumiony.
-No wiesz, powinno się udać, ale po prostu mówię, że nigdy nic nie wiadomo… -chciała go przekonać ponownie, widząc, że ma zamiar zrezygnować.
-Powinno?
-Powinno… -powtórzyła pewnie. Kakashi słysząc odpowiedź obrócił się. Nie miał czasu na trening, który mógł nie przynieść efektów. Już wolał „doskonalić”, ale swoje własne techniki.
-To za mało. Jeśli się nie uda zmarnuję tylko czas. Wybacz, że zająłem ci czas i, że przyjechałaś do Konohy na próżno.
Wasurenagusa patrzyła za nim. Wiedziała, że schrzaniła. „K’sama! Za dużo filozofuję” –skarciła się. Lecz nie miała zamiaru iść za nim i go przekonywać. Nie teraz. Musi się zastanowić. Bo teraz żeby go przekonać musiała mu pokazać TO. „Schrzaniłaś panno Shiroraion.”
-Nie szkodzi i tak nie miałam nic do roboty. A w Konoha nie jest tak źle. To miłe miasto. Myślę, że i tak zostanę tu jeszcze trochę. –spojrzała w stronę miasta. Obudziło się w niej wspomnienie. Dobre, ale smutne. Zdusiła je w sobie. Nie będzie przeżywać. To, co już było, nie wróci nikt.
-Więc nie ma sensu o tym myśleć… -powiedziała mimowolnie, zamykając oczy. Szarowłosy zatrzymał się. Spojrzał na Kamień Chwały. Po chwili ruszył dalej.


Sama nie wiem, czy ktoś to czyta, ale i tak wstawiam;)
Wkońcu napisałam coś w dziale "o mnie"
Jak podoba się "szablon przejściowy"?
Pozdrawiam:)
Wasurenagusa
PS mały prezent^^

Rozdział III… w którym wszystko powinno się wyjaśnić...

Kakashi Hatake. Syn Sakumo „Białego Kła Konohy”. W wieku 6 lat ukończył Akademię Ninja, a mając lat 13 został joninem. Były członek ANBU. Obecnie ninja klasy S. Jeden z najlepszych shinobi Wioski Liścia. Ale mimo to nikt nie pamięta, kiedy ostatnio stawił się gdzieś na czas. Ale dziś… Zbyt mocno ciekawiło go to, co Ona mogła powiedzieć.
Co chciała wyjaśnić? O co Jej chodzi? Czy mimo wszystko była szpiegiem? Nie mógł odgonić od siebie tej myśli, że może być czyimś szpiclem. Bo miał już z takimi do czynienia.
- Hanare… -przypomniał sobie kobietę z Wioski Ukrytego Klucza.
Były do siebie podobne pod kilkoma względami. Obie piękne. Obie zajmowały się sztuką. Obie znały go, a on je wcale.
Kakashi nie znał Hanare zbyt długo, mimo to może… MOŻE, coś do niej czuł. Właściwie był nawet gotów zabić ją w walce, gdy dowiedział się, że infiltruje Konohę. Ale ona straciła wolę walki, gdy zobaczyła jak wygląda życie w wiosce. I bądź, co bądź, dzięki Kakashi’emu. Pozwolił jej uciec. Czasami zastanawiał się jakby to było, gdyby została. Gdyby została z nim…
Odgonił od siebie dręczące myśli. Ona odeszła, zostając kolejnym wspomnieniem. „Muszę skupić się na Niej” –pomyślał o niebieskookiej. Nie wyglądała jak kunoichi i nie zachowywała się jakby miała infiltrować wioskę. Ale mężczyzna wiedział, że pozory mylą. „Jej  taniec…” -szukał w swojej pamięci, ale wiedział, że nigdy nie widział takiego tańca i język w jakim śpiewali Ci mężczyźni. Hatake dużo podróżował. Widział bardzo, bardzo wiele różnych kultur i zwyczajów. Ale oni pokazywali zupełnie inny świat. A Ta kobieta. Skąd go zna? A on nawet nie spytał jej o imię. Kim była? Czego chciała?... No cóż powiedziała, że wyjaśni, ale mijały minuty i ciągle jej nie było.
Gdy jonin zaczął myśleć nad tym, czy nie lepiej zapomnieć o wszystkim, iść do domu się wyspać, ona zjawiła się.
- Przepraszam, ale musiałam coś wyjaśnić. –zakończyła tłumaczenie.
- Skąd mnie znasz? –zaczął Kakashi, nie owijając w bawełnę.
- Hmm… Kopiujący Ninja, Sharingan Kakashi, człowiek, który skopiował ponad tysiąc technik. Cieszysz się nie mniejszą sławą niż Biały Kieł Konohy. –znowu patrzyła na głaz. Ewidentnie nie mówiła całej prawdy.
- Pytałem skąd Ty mnie znasz? –spytał ponownie. –I chcę usłyszeć prawdę. –powiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ale nawet nie wzruszyła jego nagła zmiana nastroju. Westchnęła, przymknęła oczy. Wyglądała na lekko zmęczoną, ale Kakashi nie miał zamiaru odpuścić.
- Dobrze… Może gdzieś usiądziemy, a ja powiem to, co mogę powiedzieć. –shinobi kiwnął głową i razem usiedli przy palach na polu treningowym. Tam, gdzie Kakashi trenował Drużynę 7. Sakura, Naruto, Sasuke… „To były czasy…” –pomyślał. Uśmiechnął się w duchu, przypominając sobie ich pierwszy trening. Bądź, co bądź, brakowało mu całej trójki. To byli jego pierwsi uczniowie. A wszystkich przekazał innym. Naruto –Jirayi. Sakurę –Tsunade. Sasuke –Orochimaru. O ile do pierwszej dwójki nie miał żalu, że odeszli, poza tym mieli do niego wrócić już nie jako uczniowie, ale kompani, to Sasuke pozostawił zadrę w jego sercu. Identyfikował się z nim. To podejście do misji. Charakter. Umiejętności. Talent. Myślał, że może go ochronić przed jego zemstą. Ale nie potrafił. Nie mógł odgonić tej nienawiści w sercu Sasuke.
Kobieta wzięła głęboki oddech. Spojrzała na mężczyznę. Był zamyślony. Ale ona już nie miała siły. Ten dzień ją zmęczył. Ale udało jej się wykonać coś, co zaplanowała sobie na jutro. „No to zaczynamy” szepnęła w duchu.
- Moja odpowiedź na twoje pytanie brzmi… –zawiesiła głos. Spojrzała na Hatake. Patrzył, gdzieś w dal, chyba jej nie słuchał. Zmrużyła oczy. „Co za ignorant! Przed chwilą był na mnie wściekły, a teraz gapi się nie wiadomo gdzie i duma…” – Jiraya. –postanowiła dokończyć odpowiedź, bez względu na to, czy ją słucha, czy nie. Miała nadzieję, że ta odpowiedź go zaintryguje. I wcale się nie myliła.
Kakashi pogrążony w myślach nie zwracał uwagi na to, co mówi. Jednakże, gdy usłyszał imię jednego z Sanninów, poruszył się.
- Co?! –spodziewał się chyba wszystkiego, ale on? „A skąd Ona zna jego?” Chyba jego wzrok zdradził jego w myślach zadane pytanie.
- Powiedzmy, że jesteśmy starymi znajomymi, tyle musi ci na razie wystarczyć. –zakończyła temat.
- Jaki jest twój cel? –zapytał, nie pokazując, jak bardzo jest zmieszany.
- Konkretny z ciebie człowiek. W sumie to dobrze… -stwierdziła. – Zacznę od tego, że z tego, co wiem waszą wioskę ma na oku wielu „ciemnych” shinobi i stary ropuch uznał, ze mogłabym pomóc wiosce, pomagając Tobie… Hmm… jak on to ujął… UDOSKONALIĆ twój dar od losu. –gdy kobieta skończyła, chwile zastanawiał się nad jej słowami. I zapytał
- Co miał na myśli, mówiąc „udoskonalić”?
- Właściwie, ja powiedziałabym dodać jeszcze jedną technikę do twojego wachlarza, bo to, czego chce Cię nauczyć to prawdopodobnie zupełnie coś nowego dla ciebie.
- Co masz na myśli? –zmrużył oko.
- Chyba domyślasz się, że chodzi o twojego sharingana. Z tego, co wiem opanowałeś perfekcyjnie jego trzeci poziom. A ja chce sprawić byś mógł wykorzystać także jego kolejną formę. –Kakashi’ego olśniło.
- Mangekyo Sharingan. –dziewczyna kiwnęła głową twierdząco.
Jonin zmarszczył brwi. Zastanowił się przez chwilę. Żeby obudzić Mangekyo trzeba zabić najlepszego przyjaciela.
- W takim razie, to, co chcesz osiągnąć jest niemożliwe. –odpowiedział.
- Czemu? –zdziwiła się.
- Wiem jak można osiągnąć ten poziom sharingana i jest to niemożliwe. –Hatake spojrzał gdzieś w bok.
- To ciekawe, co mówisz. Nadal nie wiem, czemu? –kobieta pomyślała, że role się odwróciły. Teraz to ona musi zadawać nurtujące ją pytania.
- Nie zabije nikogo, tylko po to by samemu stać się silniejszym. –dziewczyna kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem. To bardzo honorowe. –podniosła się. – Mimo wszystko, jeśli chcesz opanować Mangekyo Sharingana to przyjdź tu jutro w południe.
- Ale, nie słyszałaś, co powiedziałem. –Kakashi także się podniósł. – Nie zabiję… -nie pozwoliła mu dokończyć.
- A czy ja mówiłam, coś o zabijaniu? –uśmiechnęła się.
- Ale…? –Hatake znowu nic nie rozumiał.
- Kakashi-san przepraszam, ale nie jestem w stanie dzisiaj nic już tłumaczyć, a tym bardziej coś tak skomplikowanego. Spotkamy się jutro, to pogadamy. –mężczyzna zauważył jej lekko podkrążone oczy.
- Dobrze. –odpowiedział, choć nie był usatysfakcjonowany.
- Ok, to do zobaczenia! –odwróciła się i poszła w stronę miasta.
- Ale, gdzie mam być? –zapytał jeszcze.
- Tutaj. –odpowiedziała, nie obracając się nawet.
Powoli zniknęła w mrokach lasu. Hatake dopiero teraz uświadomił sobie, że powinien ją odprowadzić. Jakby nie patrzec była kobietą. Zaczął iść za Nią, ale nie usłyszał ani nie wyczuł nic podejrzanego. „K’sama!* Znowu nic się o Niej nie dowiedziałem.” –przeklinał w duchu swoje zapominalstwo, jednak gdy wszedł do mieszkania prawie od razu zasnął po dniu pełnym wrażeń.
<><><><>
*K'sama - (jap.) cholera)
<><><><><>
No i jednak nie wszystko się wyjaśniło;)