2.10.11

Rozdział VII... kiedy, to porozmawiamy.


Elektryczny pies biegł i już prawie dosięgł celu, ale zatrzymał go silny podmuch, rozrywając  atak i zasłonę z mgły.
-Fuuton: Aoi Setsudan[i]–podmuch przybrał kształt błękitnego, cienkiego półksiężyca sunącego dalej na mężczyznę. Uskoczył. Przykucnął na jednym z drzew, by mieć nieco czasu na przemyślenia.
„Użyła ognia, wiatru i błyskawicy.”-wydawało mu się to niezwykle silne połączenie, ze względu na to, że w cyklu żywiołów były one obok siebie. Mimo to miało to dużo słabych punktów. „Najlepsza będzie kombinacja wody i ziemi.” –zaplanował już kolejnych kilka ruchów, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości ataku i obrony. Zaczął wykonywać znaki nie spuszczając przeciwniczki z oczu. Jej czakra dalej była niesamowicie spokojna. Miała czas na atak, a mimo to nie robiła tego. Gdy już prawie kończył przygotowania, ona spojrzała na niego i machnęła do niego z uśmiechem.
-Myślę, że już wystarczy. –powiedziała. Hatake opuścił ręce nieco zdziwiony. Nie lubił przerywać walki, w takim momencie.
-Robiło się tak ciekawie. –westchnął, zeskakując z drzewa. Spojrzał znów na nią. Wyglądała na zadowoloną.
-Twoje umiejętności rzeczywiście są imponujące. –oznajmiła. –Można by poprawić to i owo, ale najważniejsze jest to, że twoje oko jest gotowe na przyjęcie Mangekyo. –uśmiechnęła się, odetchnąwszy lekko. „Poprawić…” –Kakashi’ego w tym momencie bardziej zastanawiało to, jak mogła spostrzec jego słabe strony po tak krótkiej walce niż to, że jest gotowy na obudzenie kolejnej fazy sharingana. Wiedział o swoich problemach z czakrą i wytrzymałością, choć ostatnio nic z tym nie robił, żeby to zmienić, bo nie było mu to potrzebne.  Większość ludzi, z którymi walczył nie żyła już i zazwyczaj nie musiał nawet okazywać swojej dumy. Swojego sławnego oka. Ale teraz mogło się to zmienić. „Ta kobieta…”
-Widać, że wiesz jak czerpać z niego jak najwięcej i potrafisz także ocenić jak wpływa to na twoje zasoby. –dopowiedziała. –Myślę, że możemy przejść do drugiej części „treningu”. –Kakashi kiwnął głową.
Oddalili się nieco od pola treningowego, trafiając na skraj lasu niedaleko pobliskiego strumyka. Usiedli w cieniu drzewa naprzeciw siebie. Hatake podrapał się za głową.
-To co dalej? –zapytał shinobi.
-No dobrze, więc zacznę od tego jak to będzie wyglądać. Po pierwsze mam nadzieję, że będziesz mógł poświęcić mi trochę czasu w najbliższym czasie? Bo chciałabym jak najszybciej to zakończyć i myślę, że ty także.
-Hmm… Myślę, że jakiś urlop powinien mi przypadać, choć Tsunade może być niezadowolona… -odpowiedział. „Niezadowolona… Raczej wściekła.” –wyobraził sobie Tsunade w stanie wściekłości i stwierdził, że wcale nie chciałby tego zobaczyć, ale mus to mus. Mimo to uśmiechnął się, co można było rozpoznać po jego  oku.
-Nie, nie… Praca, praca. Trening, treningiem. W dodatku lepiej będzie jak będziesz chodził na misję. –rzekła, a Hatake odetchnął z ulgą. –Wtedy będziesz miał więcej czasu na przemyślenia i to może nawet przyspieszyć przemianę. –wytłumaczyła, widząc, że jest trochę zdziwiony. –Misje, gdzie jest duże ryzyko konfrontacji, byłyby najodpowiedniejsze.
-Czemu? –zapytał mężczyzna.
-Ech… -przygryzła lekko wargę. –Sama nie wierzę, że to mówię komukolwiek, ale… -urwała na sekundę. –…im częściej twoje życie będzie zagrożone, tym szanse obudzenia Mangekyo są wyższe. –Hatake spoważniał. Chciał coś odpowiedzieć, ale kiwnął tylko głową, pytając:
-Co dalej? –Wasuranagusa odetchnęła, ciesząc się, że zrozumiał bez słów, czemu.
-Dobrze więc wiesz już o co w tym chodzi, znasz swój cel i musisz się na nim skupić. Przynajmniej wtedy kiedy jesteś ze mną. –Kakashi pomyślał, że zabrzmiało to dziwnie i rozbawiło go, gdy powtórzył sobie słowa „gdy jesteś ze mną”. Brzmiało jak początek miłosnego wyznania, które zapewne nie jeden mężczyzna chciałby usłyszeć z pięknych, pełnych ust panny Shiroraion. –I… -kontynuowała, ale zauważyła iskierki rozbawienia w jego oku. –Co cię tak rozśmieszyło? –spojrzała po sobie i przetarła wargi, myśląc, że może jest gdzieś brudna.
-Nie nic, po prostu zabrzmiało to trochę dwuznacznie. –zaśmiał się, widząc jej reakcję.
-Ale, co…? Aaa… -sama się uśmiechnęła. Mimo to nadal była lekko zaskoczona, że żarty się go tak trzymają. –A ja myślałam, że mam do czynienia z niezwykle poważnym ninja, a tu proszę. –po chwili oznajmiła: -Przechodząc dalej. Trening nie będzie się różnił od tego, co robiliśmy dzisiaj. Będziemy walczyć, ja będę starała się zabić ciebie, a ty zabić uczucia. –Hatake nieco się zdziwił. Dobra dzisiaj może go zaskoczyła, ale następnym razem miał zamiar pokazać jej, że mimo kilku rzeczy do poprawki nie da się go zaskoczyć dwa razy. A poza tym, czy na pewno na tym polega to całe „pozbywanie się uczuć”?
-Czy walka jest najlepszym sposobem? Bo wydaję mi się, że gdyby tak to prawdopodobnie już dawno obudziłby się Mangekyo. Wierz lub nie, ale wiele razy byłem w sytuacji zagrożenia życia.
-Wierzę ci, ale wtedy nie wiedziałeś do czego dążysz w sensie swojego oka. –odparła. –Wiedziałeś, co musisz zrobić, kierował Tobą obowiązek, chęć wypełnienia misji, a gdy ktoś zaatakował to wiadomo, że czasami trzeba kogoś zabić w obronie. To jest wpisane w bycie shinobi. A co do sposobu… Jeśli nie będzie przynosił efektów zmienimy taktykę, ale chyba nie będzie to konieczne. –rozchmurzyła się. A Kakashi nie miał zamiaru dalej drążyć tego akurat tematu. Zamiast tego zapytał:
-Mogę o coś spytać?
-Zawsze możesz, tylko jeśli chodzi o odpowiedź, to domyślasz się, że może jej nie być. –znowu ujrzał ten czarujący uśmiech.
-Czemu twój sharingan jest fioletowy? –jej dźwięczny śmiech rozniósł się echem po okolicy. Po chwili, o dziwo, usłyszał odpowiedź:
-Zadziwiasz mnie. Myślałam, że się domyślisz. –Hatake przymrużył oko. –Jeśli zmieszamy ze sobą barwę niebieską z czerwoną, otrzymamy fioletową.
-To wszystko? –Kakashi był zaskoczony. –Nie ma żadnych innych właściwości od normalnego? –znów coś, co wydawało się skomplikowane, miało tak prostą odpowiedź.
-Jeśli chodzi o zdolności to tak.
-A inne aspekty? –ale Kakashi po chwili przypomniał sobie wczorajszą sytuację. –No tak…
-Właśnie sam widziałeś, ale i tak nie wiesz wszystkiego. –dopowiedziała.
-To znaczy?
-Prawdziwy wojownik nie zdradza tak pochopnie sowich tajemnic. A tym bardziej swoich słabych stron. –przymrużyła lekko oczy, by wyglądać bardziej tajemniczo ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. –Może dane ci będzie je odkryć, panie Kakashi Hatake. –droczyła się z nim
-Chyba będę musiał panno Wasurenaguso Shiroraion. –czekał, aż speszy się słysząc swoje imię. Aż przygryzie wargę. I rzeczywiście, tak się stało. Ale odpowiedziała, spuszczając głowę:
-Skąd pewność, że jestem panną?
-Przecież, to proste… Nie masz obrączki. –uśmiechnęła się pod nosem.
-Spostrzegawczy jesteś. –odwzajemnił uśmiech.
***
Po chwili wracali już do wioski nawet nie zauważając, kiedy minęło tyle czasu. Dobrze im się rozmawiało po drodze. Choć nie rozmawiali o niej, bo nie było sensu. Mówili o swoich spostrzeżeniach po walce, a Kakashi’ego nadal nurtowało jeszcze kilka spraw.
-Czemu jesteś tancerką?
-Uważasz, że nie nadaje się? –zapytała z udawaną złością. Hatake zaczął się tłumaczyć
-Nie, nie o to chodzi. Twój taniec jest niesamowity… Znaczy… -widząc jego lekkie zakłopotanie, zaśmiała się, a on po chwili spoważniał. –Powiem wprost, chce wiedzieć, czy nie jesteś z innej wioski shinobi i czy nie infiltrujesz wioski? –uśmiech spełzł z jej twarzy i także spoważniała.
-Nie wiem jak to udowodnić, ale nie pochodzę z żadnej wioski shinobi i nie obchodzą mnie żadne wojny w tym rejonie. I uprzedzę twoje pytanie. Pomagam ci, bo Jirayia zrobił kiedyś coś dla mnie i  chce się odwdzięczyć.
-Raczej nie dowiem się, co on takiego zrobił. –pomachała głową potwierdzająco.
Szli teraz w milczeniu. Ninja był zdziwony, ze mimo iż tak wiele ukrywa, czuł do niej nić sympatii. Zastanawiał się nad czymś chwilę, ale z zamyślenia wyrwało go ciche burczenie.
-Heh. Gomen. –czuła się lekko zawstydzoną tą sytaucją, a Kakashi’emu nasunęło to pomysł.
-To może w ramach rozpoczęcia naszej wspólnej znajomości, pozwolisz zaprosić się na obiad? –zaproponował, nie patrząc na nią.
-Yhm… Bardzo chętnie, ale nie dzisiaj. Mam parę spraw i już jestem trochę spóźniona… -nie wyglądała na zmartwioną tym faktem, ale dopowiedziała:
-Może po kolejnym treningu?
-Trzymam za słowo. –Kakashi uśmiechnął się, a ona odwzajemniła gest.
***
Odprowadził ją do kamienicy na obrzeżach wioski, niedaleko restauracji „Cichy Mistrz”, w której pracowała. Może nie była to ekskluzywna miejscówka, ale nie najgorsza. Stanęli przed wejściem. Ruch był spory jak w każdy wieczór.
-Jakby co mieszkam pod siedemnastką. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to będę albo tu, albo w tej pseudo restauracji. –uśmiechnęła się stojąc teraz przodem do mężczyzny. Ale jej oczy miały swój „normalny”, czyli bezuczuciowy wyraz.
-Wiesz Wasurenagusa… -chciał powiedzieć, że dziękuje itd., ale jej wzrok uciekł w bok, a twarz spoważniała. Patrzyła na kota na jednym z parapetów. Był to perski kot bardzo, bardzo włochaty i  nakrapiany różnymi barwami. Po chwili znów na niego spojrzała.
-Nie ma za co. I jeśli możesz, to mów mi Kusa.
-Kusa? Czemu?
-Bo tak jest krócej…
-Ale mi się podoba Wasurenagusa. –jego odpowiedź nie zadowoliła jej.
-Kakash’ka… proszę. –powiedziała, robiąc słodką minę.
-No dobra, dobra...
-Cóż... Ja już pójdę. Do zobaczenia. –dopowiedziała szybko.

[i] Element wiatru: Błękitne Cięcie



[i] Element wiatru: Błękitne Cięcie
[ii] Zaczekaj! (jap.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz