13.11.11

Rozdział XI …kiedy to poznamy przywódcę Kusagakure.

Około południa drużyna Kakashi’ego dotarła do Kusagakure. Według instrukcji przekazanej przez Hokage, mieli przejść przez wschodnią bramę miasta, gdzie był zaufany człowiek z wioski, który miał poprowadzić ich dalej i wdrożyć w szczegóły misji.
Zanim wyruszyli nałożyli jeszcze na siebie płaszcze, aby nie rzucać się w oczy, a Kakashi i Tsubasa musieli zdjąć ochraniacze z emblematem Liścia z czoła.  Hatake przewiązał oko granatową przepaską.
-To niegodne shinobi Wioski Ukrytej w Liściach, aby ukrywać swą przynależność. –powiedział Maito z założonymi rękami, przyglądając się jak Kakashi zawiązuje bandanę.
-Gai mamy tam wejść zrobić, co trzeba i wyjść tak, jakby nas tam w ogóle nie było. Ale chyba nie muszę ci tego tłumaczyć? –Czarnowłosy tylko machnął ręką.
-Oczywiście, że nie. –prychnął.
Przed wejściem do miasta przyuważyli małą grupę robotników. Postanowili pójść za nimi i co nieco podsłuchać z ich rozmowy. A wynikało z niej, że zgadzają się z tym, że „należy się dobrze ustawić, aby potem mieć mniej problemów”. Ich rozumowanie było jak najbardziej słuszne. Każdy chce przecież jak najlepiej dla siebie, ale czy warto posuwać się, aż do takich rzeczy jak zabójstwa „niewygodnych” ludzi? Gdyby każdy myślał tylko o swoim tyłku, to ta wioska przecież już dawno by nie istniała.
Może dołączając do „Akiry”, będą mieli „mniej problemów”, ale już nigdy nie będą mieli spokoju. Z takich organizacji się już nie wychodzi. Jednak ludzie są już widocznie zmęczeni ciągłymi starciami. Ciągłą pracą. Ciągłym rozwiązywaniem trudnych spraw. Szukają pięknych słów, które popieszczą ich uszy. Które powiedzą im to, co chcą usłyszeć. Które zabrzmią słodko: „Nie będziesz musiał się martwić, to takie proste”. Są podatni na takich ludzi jak Watsuki Tobosa. Ludzi z charyzmą.
Kakashi też chciał spokoju. Miał dość wojen, bo zbyt wiele bliskich mu osób zabrały. Mimo to był zdecydowany na to, że jeśli będzie trzeba zrobi wszystko by bronić swojej wioski i ludzi, którzy stali mu się bliscy. Nie był na tyle głupi, by zawierzać pustym słowom. Za dużo przeszedł, aby dać się nabrać na piękne słówka. Wiedział, że pokój nastąpi. Może jak jego już nie będzie na tym świecie, a może wcześniej niż myśli? Kto wie? Na razie trzeba poczekać na jakiś plan albo, chociaż inicjatywę. Póki co nie ma sposobu na uniknięcie starć. Nikt nie wymyślił planu idealnego pokoju. Gdyby jednak taki powstał, to czy wszyscy porzuciliby swoje waśnie i włączyłoby się do jego realizacji? Czy porzuciliby wszelkie podziały, by razem iść naprzód ku nowym czasom? Kto wie…?
***
Kilka metrów za bramą do grupy z Konohy dołączył się blondwłosy mężczyzna, ubrany w strój ninja i z opaską Kraju Trawy. Podał Kakashi’emu pewien zwitek papieru, ten spojrzał na niego od niechcenia.
-Wszystko się zgadza? –zapytał mężczyzna.
-Nie inaczej. –odparł szarowłosy.
-W takim razie, proszę za mną. –powiedział ninja z Kusagakure.
Trójka shinobi Liścia skierowała się za blondwłosym. Przechodząc przez miasto, zauważyli, że ta wioska dużo nie różni się od Konohy. Podobny styl architektoniczny i patrząc na nowo poznanego ninję, zaadaptowali też program nauczania w Akademiach. Nic dziwnego, w końcu to Konoha wsparła Kusagakure po ostatniej Wielkiej Wojnie.
Skręcili w prawo potem jeszcze raz w prawo. Uliczki robiły się coraz mniej zaludnione. Aż dotarli do siedziby ninja w Kusagakure. Nie był to gmach tak ogromny jak w Wiosce Ukrytej w Liściach, ale był chyba jedynym rzucającym się tu w oczy. Nad portalem widniał znak „[i]”.  I stał… jakby na uboczu. Obok nie było żadnych posesji, a i ludzi obok było niewielu.
***
Blondwłosy mężczyzna zaprowadził ich do pokoju, gdzie za biurkiem siedział starszy mężczyzna za biurkiem z symbolem 指導者[ii] na szarfie przepasanej prze jego ramię. Przerwał wypisywanie dokumentu i spojrzał na swoich gości z zaciekawieniem i życzliwym uśmiechem. Zmarszczki na twarzy staruszka pogłębiły się.
-Witam naszych przyjaciół z Konohy.
-Konichiwa Kazuhiko[iii]-sama. –odparł Kakashi, kłaniając się lekko wraz z towarzyszami. Staruszek nazwany Kazuhiko wstał i podszedł do nowo przybyłych.
-Widzę, że Hokage wzięła sobie do serca moją prośbę i przysłała najlepszego shinobi… –na te słowa Gai zaczął się uśmiechać i mówić:
-To praw-… -musiał skończyć, gdyż przywódca shinobi Trawy podszedł do szarowłosego i uścisnął mu rękę.
- … Kopiujący Ninja Hatake Kakashi. –powiedział staruszek. A Maito szczęka opadła.
-Nie przesadzajmy Kazuhiko-sama. –odparł zawstydzony jonin z uśmiechem.
***
-Może przejdźmy do rzeczy –zaproponował Hatake po krótkiej chwili.
-Oczywiście. –odparł Kazuhiko. –Jak wiecie chodzi Watsuki Tobosę, przywódcę Akiry. Jeśli chodzi o wytyczne… Znajduje się teraz w swojej posiadłości na przedmieściach. Już poznaliście Hisao[iv]. –blondwłosy przewodnik kiwnął głową. –On was poprowadzi do terenów należących do „Akiry”, dalej będziecie zdani na siebie. Po skończonej akcji wrócicie tu po wynagrodzenie. –zakońcył Shido-sha Kusagakure.
-Terenów należących do „Akiry”? –zdziwił się Tsubasa.
-Tak kilka dni temu nasz daimyo poszedł na ugodę z Tobosą i wydzielił im spory obszar przy naszej wiosce… -powiedział starzec podkładając ręce pod brodę. –Aż tak się go boi, że idzie na układy. –oparł się twardo o oparcie fotela. -Daimyo tłumaczy mi się, że nie chce kolejnej wojny, bo to zepsułoby jego reprutacje. Ale nie zdaje sobie sprawy, że te wszystkie działania do niej prowadzą i do zdjęcia go z piedestału. – Kazuhiko wstał i spojrzał za okno. –Dlatego działamy trochę po kryjomu, wciągając w to Wioskę Ukrytą w Liściach, żeby zminimalizować późniejsze spory. Ale nie mogę pozwolić mojej wiosce, by zamieniła się w państewko rządzone żelazną ręką, w której ludzie będą bali się powiedzieć cokolwiek…
-Kazuhiko-sama, wszyscy pana wspieramy. –powiedział Hisao. A mężczyzna kiwnął głową, spoglądając na swojego ninja.
-Dziękuję Hisao. –powiedział lider Wioski Trawy do podwładnego.
-Proszę się nie martwić. –powiedział Kakashi. A staruszek odwrócił się do nich i powiedział z uśmiechem.
-Jestem przywódcą Kusagakure i nie ma dnia żebym nie martwił się o moich mieszkańców. Ta prośba jest niewykonalna, Hatake-san.
-Rozumiem. –odparł Kakashi, stwierdzając w duchu, że polubił tego staruszka i gdyby on byłby daimyo, w tej wiosce żyłoby się dużo lepiej.
***
Pożegnali się z Shido-sha Wioski Trawy i razem z Hisao udali się za mury miasta. Gdy las zgęstniał Gai zaczął rozmowę:
-Ilu jest strażników?
-Około dwudziestki na zewnątrz, a wewnątrz… No cóż. Nie potrafimy określić dokładnej liczby, bo co chwila się zmienia. –odparł. Zatrzymał się a wraz z nim shinobi z Konohy. –Z ostatniego wywiadu około pięćdziesięciu łącznie. W tym niemniej niż połowa chuninów i joninów. Ale obecnie może być ich więcej. –wyciągnął zwitek papieru, okazujący się mapą. Właściwie był to w miarę dokładny plan posiadłości. Były zaznaczone na nimi wszystkie pokoje, wejścia i wyjścia oraz gdzie mniej więcej mogą znajdować się przeciwnicy na zewnątrz. –Niestety nie wiemy, w którym z pokoi przebywa Tobosa, ale podejrzewam, że będzie, to któryś ze środkowej części.
-Słusznie, ale z tym nie powinniśmy mieć problemów ze znalezieniem go. W końcu mamy ze sobą Tsubasę. –powiedział Maito. Hisao spojrzał na chłopaka uważnie.
-Użytkownik Byakugana jak mniemam?
-Hai. -ukłonił się Hyuuga. No to chyba wszystko pójdzie zgodnie z planem. –uśmiechnął się blondyn. -No dobrze, w takim razie odprowadzę was do granicy i powiem, co dalej. –wszyscy wstali i udali się za mężczyzną.
***
Po drodze blondyn powiedział, że zwyczajowo Watsuki wraca do domu zaraz po 21. Je posiłek. Idzie do łaźni, a później wraca do pokoju.
-Niezwykłe, że tak dużo wiesz, Hisao-san.-powiedział Kopiujący Ninja, uśmiechając się.
-Taka praca. –odpowiedział blondwłosy i obaj się zaśmiali.
Kilkanaście minut później zeskoczyli z drzew i Hisao zostawił joninów z Konohy, życząc im powodzenia.
-Miły człowiek. -stwierdził Gai.
-Rzeczywiście. –odparł Kakashi, wpatrując się w znikającą postać. Miał dziwne przeczucie.
-Kakashi, coś nie tak? –zapytał Maito.
-Nie nic. –otrząsnął się Hatake, spojrzawszy na mapę, na której przed chwilą Hisao mówił o swoich spostrzeżeniach i propozycjach. Oczywiście były jak najbardziej właściwie i były to z perspektywy najlepsze rozwiązania. –Ale myślę, że musimy nieco zmienić plany. –powiedział.
-Co? –zdziwił się Gai.
-Też to zauważyłeś Kakashi-sama? –zapytał Tsubasa. Hatake kiwnął głową potwierdzająco.
-O co wam chodzi? –szarowłosy się załamał postawą Maito.
-Ech… Spójrz na mapę. Nie sądzisz, że jest zbyt dokładna? Skoro nie wiedzą, w jakich pokojach przebywa Tobosa, skąd wiedział, jaki jest układ pokoi i jakie są jego zwyczaje?
-Może to trochę podejrzane, ale przecież mogli się tego dowiedzieć, przekupując kogoś.
-Nie kłóćmy się, lepiej mieć wszystko od kontrolą. –zakończył dyskusję Kakashi. –Zrobimy tak…
Hatake w międzyczasie wymyślił nową alternatywę. A mężczyzna podsłuchujący z pewnej odległości był zaskoczony, że tak szybko potrafią zmienić strategię i nie są tak głupi, na jakich się wydawali. „No może oprócz tego zielonego.” –pomyślał. Uśmiechnął się złośliwie pod nosem. -„Mimo wszystko… zapomnieli sprawdzić, czy ich nie podsłuchuję.”
<><><><><><><>
No cóż, to był mój najgorszy rozdział... W dodatku napisanie go było drogę przez mękę. Nie mam ochoty go już sprawdzać, więc jak coś, proszę pisać:) Hmm... dzisiaj poprawiam sobie humor parodiami, alors enchantee...

PS Jak podoba się szablon?^^

[i]„Kusa”
[ii]指導者 „Shidō-sha”  jap. przywódca (wybrałam tę nazwę, bo w Wiosce Trawy nie ma kogoś takiego jak Kage –z tego, co wiem;))
[iii] Kazuhiko jap. dosł. „harmonijny książę”
[iv] Hisao jap. długowieczny

23.10.11

Rozdział X …kiedy to wyruszymy na misję.

Kolejny dzień zaczął się na dobre w mieście Konoha. Ludzie już do paru godzin pracowali, a niebo rozjaśniało jesienne słońce, które wisiało na nieboskłonie niestety z każdym dniem coraz niżej. Można sobie pewnie wyobrazić, że jesień musiała wyglądać tutaj zjawiskowo. Lasy, otaczające mury, mieniły się odcieniami złota, pomarańczy i czerwieni. I jeśli stwierdzimy, że jesień, to czas umierania, to w takim razie, patrząc na ten malowniczy pejzaż, dojdziemy do wniosku, że śmierć musi być piękna. I prawdopodobnie ma kolor ognia.
Maito Gai z ogromnym uśmiechem na ustach, choć nieco zniecierpliwiony już, czekał przy północnej bramie Konohy na partnerów swojej dzisiejszej misji w Kraju Trawy. Zadanie polega na odnalezieniu i zlikwidowaniu przywódcy grupy „Akira”, która od pewnego czasu przygotowuje się do opanowania tej małej wioski i propaguje ideę władania państwem silną ręką. Pewnie ma to związek z Orochimaru i Akatsuki, ale nikt nie mówił o tym wprost. Lokalni ninja nie mogą poradzić sobie z szybko rozrastającą się organizacją i poprosili Wioskę Liścia o pomoc. Ostatnio często zdarzały się takie misje. Zarówno Maito jak i innym joninom. Coś było nie tak i większość, która przeżyła Trzecią Wielką Wojnę Shinobi, wiedziała, że to „coś” mogło doprowadzić do niechcianych konsekwencji w postaci sporów, a później, odpukać, wojny.
Mimo tych nieoptymistycznych prognoz, Gai był w bardzo dobrym humorze. Jak zwykle zresztą. Wieczny optymista jak to się mówi. Albo po prostu jego wiara w „siłę młodości” nie pozwała mu na pesymizm. W każdym razie stał w oczekiwaniu na kompanów. Niedługo później zjawił się dość wysoki, brązowowłosy, na oko 20-letni chłopak. Miał na imię Tsubasa[i] i pochodził z klanu Hyuuga, co można  wywnioskować po białych oczach. Był jednym z zdolniejszych medyków w wiosce. W dodatku jest użytkownikiem Byakugana, więc był na pewno bardzo pożytecznym członkiem zespołu.
-Konichiwa Gai-san. –przywitał się ze skinieniem głowy.
-Ohayo! –odparł mężczyzna w zielonym stroju. –Czyż nie piękny dzień na podróż? Słońce świeci, ptaki śpiewają. Nic tylko ruszać w drogę. –użytkownik Byakugana był nieco zaskoczony ekspresyjną wypowiedzią starszego kolegi i zdobył się tylko na krótkie „Hai…” na co Gai zareagował głośną komendą:
-W takim razie ikuzo[ii]! –krzaczastobrewy ruszył w stronę lasu dziarskim krokiem, ale Tsubasa go zatrzymał.
-Co się stało? –zapytał zdziwiony Maito.
-Nie chce pana urazić Gai-san, ale myślę, że powinniśmy poczekać na naszego lidera.
-No tak. –kiwnął ze zrozumieniem jonin. Jednak po chwili przybrał zdziwioną minę. –Co? Myślałem, że to ja będę dowodził… -wykrzyczał. Właściwie miał prawo do oburzenia, gdyż we wszystkich misjach, w jakich brał udział ostatnio, to on dowodził.–W taki razie, kto jest dowódcą? –spojrzał na chłopaka przenikliwym wzrokiem spod czarnych, krzaczastych brwi. Hyuuga odsunął się mimowolnie i odpowiedział.
-Z tego, co wynika z akt, ma to być… -ale po chwili zjawił się kolejny mężczyzna. Szarowłosy, z podróżnym plecakiem szedł z jedną ręką w kieszeni i nosem w książce zatytułowanej „Icha, Icha Paradise”. To mógł być tylko jeden shinobi z Wioski Liścia.
-Yo. –przywitał się, wyglądając znad książki jednym okiem, gdyż drugie zasłaniała opaska.
-Kakashi-sama[iii]… -białooki ukłonił się lekko. –Właśnie czekaliśmy na pana. –Kakashi w międzyczasie łypnął okiem na Maito. „Ech…” westchnął na myślach o tekstach i zachowaniach kolegi, jakie czekają go podczas misji. Zielona Drapieżna Bestia Konohy za to zaczęła się dziwnie zachowywać. Przykucnął nieco, zamknął oczy i złączone pięści przytknął pod brodę. Zaczął się trząść jakby mu było zimno.  Tsubasa zaniepokoił się.
-Gai-san, czy… -nie dokończył, bo Gai przedstawił w tej chwili swój wybuch ekscytacji. Wyprostował się energicznie, wskazując palcem na Hatake, powiedział:
-Ten dzień nie mógł być lepszy, Kakashi! –zaczął swoją mową. -To przeznaczenie zsyła nam dogodną sytuację do kontynuowania naszej walki. Ta misja będzie idealnym sprawdzianem naszych umiejętności i wytrzymałości! –Tsubasa ze zdziwieniem spojrzał na użytkownika sharingana. Ten jak gdyby nigdy nic, wrócił do swojej lektury, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co mówił jego „odwieczny rywal”. Maito zaczął drżeć, ale tym razem nie z podekscytowania tylko ze złości.
-Słuchasz mnie?! –szarowłosy znów wyjrzał znad okładki. Oczywiście słyszał, ale lubił się droczyć z swoim przyjacielem i odparł z uśmiechem:
-Hę? Mówiłeś coś Gai?
-Aghrr…! Jak możesz być tak spokojny?! W dodatku wtedy, kiedy mówię o naszej rywalizacji! Denerwuję mnie ten twój spokój!
-Dobrze. –odparł jonin ni z gruszki, ni z pietruszki. – W każdym razie jak już się zebraliśmy, to nie warto tracić czasu. –rzekł. –Na pierwszym postoju omówimy szczegóły, a teraz ruszajmy. -Gai nie wyglądał na zadowolonego faktem, że jego słowa zostały tak zbagatelizowane. A na dodatek musiał się słuchać Kakashi’ego. Nie zdążył nic powiedzieć, gdy tamta dwójka już zaczęła biec
-Zaraz, czekajcie! –zawołał i ruszył w pośpiechu.
***
Pierwsza część drogi przebiegła bez niespodzianek, ale nie spodziewali się spotkać żadnych, większych problemów aż do granicy z Krajem Trawy. Podczas drogi Maito nieco się rozgadał i Hyuuga była skazany na wysłuchiwanie historii życia „Zielonej Bestii Konohy” na temat jego samego. A w szczególności jego intensywnych treningów, które sprawiły, że bez zbytniego talentu to ninjutsu i genjutsu osiągnął tak wysoki poziom umiejętności. Tsubasa mimo wszystko był wytrwały i naprawdę słuchał starszego kolegi i nawet zadawał mu pytania.
Kakashi za to wolał biec przodem. Nie chodziło tu tylko o to, że nie miał zamiaru słuchać wywodów przyjaciela. Pragnął nieco bardziej skupić się na słowach Kusy:
„Czuć śmierć na swojej skórze…”
Od dawna on sam nie miał okazji tego poczuć. Tego oddechu kostuchy na karku. Strachu przed śmiercią. Już nawet nie pamiętał, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili może umrzeć i jakby czuł, że śmierć nie była mu obca. Był świadkiem wielu śmierci, sam zabijał bez mrugnięcia okiem. Czemu i jego miałoby to nie spotkać? „Wszystkich czeka śmierć. Takie jest prawo natury.”. Pewnie ta świadomość sprawiała, że nie bał się umrzeć.
***
Pierwszy postój został przewidziany w lesie Hanafubuki[iv] kilkanaście kilometrów od granicy. Mężczyźni postanowili rozbić namiot, bo mimo iż gdy wyruszali pogoda była świetna, to teraz na niebie, oświetlonym zachodzącym słońcem, zbierały się ciemnoszare chmury.
Usiedli przy niewielkim ognisku. Kakashi rozłożył na ziemi mapę Kraju Traw i zaczął omawiać szczegóły misji, które podała mu Piąta.
-Z wywiadu dowiedzieliśmy się, że przywódca „Akiry” przebywa głównie na przedmieściach stolicy, w swojej rodzinnej posiadłości. Najpierw będziemy musieli nieco się dowiedzieć o planie całej rezydencji i zwyczajach naszego celu. Dlatego mamy się udać do kwatery oddziału miejscowych ninja, którzy zostali uprzedzeni o naszym przybyciu i powinni byli większość potrzebnych materiałów przygotować. Jakieś pytania?
-Jak się nazywa nasz cel? –zapytał Gai.
-Watsuki Tobosa.
-Kakashi-sama mam pytanie. Czemu właściwie ninja z tej wioski nie mogą tego zrobić? –zaciekawił się Tsubasa.
-Nikt nie nam na to nie odpowiedział, ale można podejrzewać, że chodzi o to, że pewnie niektórzy shinobi Trawy przeszli na stronę Akiry, co utwierdza nas w przekonaniu, że szykuje się jakaś grubsza dywersja. Co tu dużo mówić, ta wioska jest bardzo strategicznym miejscem.
-Strategicznym? –zdziwił się Tsubasa.
-No tak… Ty pewnie nie pamiętasz byłeś jeszcze za młody. –powiedział dowódca, który wstał i spojrzał na ognisko. Hyuuga spojrzał pytająco na Maito, ten mu wytłumaczył, nagle poważniejąc:
-Po zdobyciu tego kraju przez Iwagakure[v], w czasie Trzeciej Wojny Shinobi, mogli szybciej i łatwiej przerzucać swoje siły przeciwko naszej wiosce. –białooki kiwnął głową ze zrozumieniem i obrócił wzrok ku dowódcy.
Kakashi, z rękami w kieszeni i lekko opuszczoną głową, tępo patrzył na ogień. Wspomnienia wróciły jak fala. Przymknął oczy na kilka sekund. Maito patrzył na niego spod ściągniętych brwi. On wiedział, że to była pierwsza misja Kakashi’ego jako jonina i dowódcy. Wiedział też o Obito.
-Poza tym jak widać Wioska Trawy łatwo ulega wpływom, bo chce wyjść bez szwanku z ewentualnego sporu, gdyż po wspomnianej wojnie była kompletnie zniszczona. A ich daimyo[vi] podobno nie jest urodzonym przywódcą, a jego uległość sprawia, że nasza wioska też powinna się zainteresować tym miejscem. –powiedział Hatake.
-By nie dopuścić do niekomfortowej dla nas sytuacji. Rozumiem. –dopowiedział Tsubasa. Nastąpiła chwila, którą przerwał szarowłosy.
-Wezmę pierwszą wartę. Za trzy godziny zmieni mnie Tsubasa. –wydał komendę. –Wyruszamy z samego rana.
-Hai! –odparł Tsubasa. Gai patrzył za oddalającym się Kakashi’m. wstał i chciał mu coś przekazać. Że wie, że go rozumie. Ale on zniknął w koronach drzew, przeczuwając reakcję Gai’a. Bo był przekonany, że on nie wie i nie rozumie.
***
Zielona Bestia wróciła na miejsce.
-Gai-san, co jest nie tak z… -Maito był pewien, że zapyta.
-Może nie powinienem ci mówić, ale… przecież, to żadna tajemnica…
Były to czasy Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi. Później, jak się okazało, była to jej końcówka. Drużyna Minato Namikaze otrzymaała misję zniszczenia Mostu Kannabi[vii], który był głównym traktem, łączącym Iwagakure z Wioską Trawy, która już dostała się pod panowanie Kraju Ziemi. Właśnie przed tą misją, Kakashi Hatake syn Sakumo „Białego Kła Konohy” został awansowany na jonina.
 Misja zakończyła się powodzeniem, gdyż most runął. Kakashi wtedy to został obdarzony sharinganem…
-Czemu, więc zaczął się, tak zachowywać?
-Za zdobyciem sharingana przez niego, kryje się…
Śmierć jego najlepszego przyjaciela… Obito Uchihy.
***
Hatake siedział na jednej z gałęzi, oparty o jej pień i zajął się swoją lekturą. Wspomnienia wróciły, ale dzisiaj Kakashi był w stanie przyjąć, to z większym spokojem. Z natury nie był człowiekiem wybuchowym. Jednakże…
„Czas leczy rany, ale blizny zostają.”
Dowiedział się tego na własnej skórze. Choć śmierć Obito i późniejsza śmierć Rin była głównym temat jego przemyśleń ostatnimi czasy (no może jeszcze, kiedy Jiraiya wyda kolejny tom albo, kiedy wyjdzie ich filmowa adaptacja), to teraz pojawiła się jeszcze jedna osoba. Wasurenagusa. Otóż to! Ona była prawdziwą zagadką dla prawdziwych mędrców.Ściślej mówiąc, to nie był jedna osoba. Tylko dwie.
Jedną była właśnie Kusa, czarująca i niezwykła tancerka, a drugą nienazwana persona, bez uczuć i emocji. Niewiarygodnie dobrze wytrenowana w sztuce walki. Jej umiejętności już podczas pierwszej potyczki były, zaskakująco wysokie, a Hatake czuł, że to tylko marna namiastka jej zdolności. Na dodatek jej sharingan. Kim była ta osoba? Co jeszcze kryje?
-Z czasem wszystko wychodzi na jaw, Kusa. –Kakashi uśmiechnął się do siebie. –Ciekawe, że jak ona się zjawiła, ja dostaje właśnie misję w miejscu o takiej nazwie.[viii] –spojrzał w górę, ale zamiast gwiazd ujrzał tylko gęste chmury. Wokół było niesamowicie cicho. –Cisza przed burzą…
***
Zbożowowłosa dziewczyna spoglądała na skałę z wyrytymi nazwiskami. Mogło się wydawać, że wzrokiem obejmowała wszystkie litery i nazwy, ale jej oczy skakały tylko po interesujących ją osobach. „…Uchiha…Uchiha…Uchiha… Obito Uchiha…”. To imię najbardziej przykuwało jej uwagę. Nie wiadomo, czemu? Przecież nawet go nie znała. Jednakże zatrzymała się na nim i wpatrywała we nie w skupieniu. Opuściła powieki. Podniosła ręce i splotła na karku. Poczuła własny chłód, ale nie skrzywiła się nawet. Odchyliła głowę do tyłu, wyginając kręgosłup.
-To nie będzie proste, panno Shiroraion. –powiedziała do siebie. W tym samym momencie poczuła na swoim policzku coś mokrego. Otworzyła oczy, a jedna z deszczowych kropli upadła na kącik jej oka. Mrugnęła kilkakrotnie. Ujrzała błyskawicę na horyzoncie. A kilka sekund później usłyszała potężny grzmot. Brzmiący jak ryk lwa. Wciągnęła nosem powietrze. Poczuła znajomy rześki zapach. Zapach burzy. –„Kakash’ka…” -pojawił się w jej myślach. Uśmiechnęła się. Następnie spojrzała na niebo pustym wzrokiem. –Nie mogę, jeszcze nie.
Wypowiedziała te słowa, a deszcz zaczął się na dobre. Włosy przyklejały się do jej twarzy, tak jak mokre ubrania do jej ciała. Podniosła dłoń i ustawiła przed swoją twarzą. Zgięła palec serdeczny, a palec wskazujący nałożyła na palec środkowy[ix], mówiąc:
-Zryv[x] -zawiał wiatr wraz, z którym zniknęła panna Shiroraion.
<><><><><><>
Rozdział bardziej rozbudowany. Długo go opracowywałam i stwierdzam, że może być. Pojawiła nam się namiastka pochodzenia Kusy, chodzi mi oczywiście o tajemnicze „Nankaph”. Nie jest to słowo z jakiegokolwiek języka, a jeśli jest, to proszę mi powiedzieć, z którego(; po prostu wymyśliłam specjalny "język", raczej system tworzenia słów, na potrzeby mojej postaci. Jeśli chodzi o etymologię, to napisze o tym w dziale bohaterów, który stworzę, jak stworzę nowy szablon, więc jeszcze trochę poczekamyxD.
A dzisiaj czas na jedną z moich ulubionych postaci. Mesdames, Messieurs Seto Kaiba:



[i] Tsubasa –(jap.) pióro
[ii] Ikuzo –(jap.) ruszajmy
[iii] -san, -sama – zwroty honoryfikatywne, ale „–sama” jest bardziej uprzejme niż „–san”.
[iv] Hanafubuki –dla ciekawskich (jap.) spadające kwiaty wiśni
[v] Iwagaakure –Wioska Ukryta w Skałach (Kraj Ziemi)
[vi] Daimyo –Lord Feudalny
[vii] Most Kannabi „Kannabi-kyo” –znaczy dosłownie "Most, gdzie bogowie nie pomagają"
[viii] Chodzi oczywiście o Wioskę Trawy, której nazwa brzmi nie inaczej jak KUSAgakure
[ix] Mam nadzieję, że teraz łatwiej sobie, to wyobrazić, tylko mały palec wyprostowany^^
[x] Zryv (zrif') –(nn.) „podmuch”

15.10.11

Rozdział IX…kiedy to porozmawiamy.

Kakashi wrócił do mieszkania. westchnął, oglądając je. Skierował się do biurka. Spakował wszystko, czego potrzebował. Kunaie, zwoje, linka, wybuchowe notki… . Zatrzymał przez chwilę w ręce jeden z kunai. Był nieco inny od tych używanych przez niego i innych shinobi Liścia. Był większy i cięższy, a na głowni był bandaż z symbolami, wypisanymi czarnym tuszem. To był prezent. Prezent z okazji awansu na jonina. Prezent od jego mistrza Minato Namikaze. Yondaime[i] Hokage. Gdy go otrzymywał, jego sensei[ii] powiedział, że kiedy go użyje on pojawi się. Niestety jak wiadomo Czwarty już nie żyje. Nie przybędzie. Ale prezent został. Na pamiątkę.
Wyjrzał za okno. Niebo było bezchmurne, a gwiazdy świeciły na niebie tysiącami świateł. Zdjął kamizelkę i położył się na łóżku. Zamknął oczy i starał się sobie wszystko poukładać.
„Hmm… Kraj Ziemi, tak? Interesujące… Trzeba będzie przejrzeć mapy. Podróżują dla przyjemności? Nie sądzę, by to był prawdziwy powód. Ani Jej, ani jej towarzyszy. Ciekawe, co nimi kieruje? I ten brat… Nie byli do siebie podobni. Może tych dwóch tak, ale ona w ogóle. Ale w sumie brat, to brat…” –uśmiechnął się pod nosem.
Po chwili dumania wstał i znów wyszedł.
***
Skierował się do Kamienia Chwały. Schował książkę, którą czytał podczas drogi. Skręcił i gdy spojrzał w stronę pomnika, zatrzymał się. „Co?” –zdziwił się. Mianowicie była tam Wasurenagusa. Siedziała na trawie i wpatrywała się w nazwiska, a przed nią był świeca w szklanej podstawce. Podszedł do niej. Jej twarz byłą oświetlona pomarańczowym płomieniem, a w jej oczach odbijał się jasny refleks płomienia. Wydawała się nieco straszna w tym świetle, a może po prostu nazbyt poważna.
-Myślałem, że twój brat chce z tobą niezwłocznie pogadać… -uśmiechnęła się do siebie i gdy wyczuła go.
-To nie znaczy, że ja chcę z nimi rozmawiać, szczególnie na TEN temat… -odpowiedziała. Kakashi usiadł obok niej. –Już drugi raz mnie dzisiaj zaskakujesz. –uśmiechnęła się.
-Nie tylko ty to potrafisz. –odparł. -Chodzi o mnie?
-O ciebie? –zszokowała się. –Nie… Raczej o mnie.
-Czemu o ciebie? –zapytał, wietrząc okazję na odkrycie paru sekretów.
-Powiedzmy, że twierdzi, że jako kobieta powinnam już dawno założyć rodzinę i wychowywać dzieci… Myśli, że to przez nich nie mogę się ustatkować. –spojrzała w niebo.
-W sumie wcale mu się nie dziwię. Taka kobieta jak ty przecież mogłaby mieć każdego. –zwróciła na niego swój wzrok, a w jej oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
-Każdego, tak? –zaczęła tajemniczo. –A ciebie?
-Co masz… -zaczął, ale przerwała mu, przybliżając do niego swoją twarz.
-Czy mogłabym mieć ciebie, Kakashi-kun? –zapytała zalotnie, a on już nie wiedział, czy pyta serio, czy żartuje? Postanowił i tak odpowiedzieć dyplomatycznie:
-To zależy. –odsunęła się i zaśmiała.
-No tak. Zaczynasz mówić jak ja. – on też się uśmiechnął. –Od czego? –zapytała po chwili.
-Hmm… może ja też będę miał parę pytań bez odpowiedzi, to będzie sprawiedliwe. –uśmiechnął się pod nosem. Odwzajemniła gest, ale nie odpowiedziała nic.
-Właściwie to, czemu tyle podróżujecie?
-To pytanie jest kolejnym, które należy obecnie do pytań bez odpowiedzi, przykro mi. –odrzekła. Hatake zaśmiał się wesoło. Panna Shiroraion spojrzała na niego z zaciekawieniem.
-Co panu tak wesoło, Hatake-san? –Kakashi opanował śmiech.
-Poznałaś Naruto? –kobieta wydawała się być zbita z tropu, ale odparła:
-Możliwe, a do czego zmierzasz?
-Myślę, że jesteś dla niego konkurencją. –Wasurenagusa przypomniała sobie, o czym wcześniej rozmawiali i… Ciężko było jej powstrzymać śmiech, zakryła usta dłonią.
-Chcesz powiedzieć, że… ty i… Naruto, –ale nie mogła skończyć przez śmiech. A Hatake dopiero teraz zdał sobie sprawę, co mogła sobie pomyśleć.
-Nie, nie, to nie tak! –mężczyzna zaprzeczał, ale ona dalej ciągnęła swoje.
-Ja nie chcę być między Tobą a Naruto. –śmiała się. Hatake starał się to odkręcić.
-Nie chodziło mi o to… -dziewczyna opanowała się po chwili.
-Wiem, ale sam wiesz jak to zabrzmiało… więc, o co chodziło? –shinobi też się zaśmiał.
-Po prostu pomyślałem, że znalazł silnego przeciwnika w walce o jego tytuł.
-Jaki tytuł? –ninja spojrzał w górę i znów się zaśmiał.
-Ha, ha… Bardzo prestiżowy tytuł. –nie mógł się powstrzymać aby nie wykorzystać tego. Kobieta splotła ręce na brzuchu.
-Czy ty mnie właśnie przedrzeźniasz? –powiedziała z wyrzutem.
-Możliwe…
-Ejj… jak już zacząłeś to skończ.
-Chodzi o tytuł Najbardziej Nieprzewidywalnego Ninja. –Kusa pokręciła głową z rozbawieniem.
-Nie chwalił się tym… -żartowali przez pewien czas, ale później patrzyli na monument.
Kusa spojrzała na płomień swojej świecy. Był taki ciepły. Lubiła ten kolor płomyka. „Gdy ogień dogasa przyjmuję swoją najcieplejszą barwę.”-twierdziła. Zbliżyła do niego dłonie, ogrzewając je. „Wiecznie zimne…” –stwierdziła w duchu, zaciskając palce. Jej ciałem potrząsnął lekki dreszcz, gdy chłodny jesienny wiatr, musnął jej nieokryte ręce. Mężczyźnie nie umknął ten gest. Po chwili zdmuchnęła świeczkę i podniosła się.
-Pójdę już… -Kakashi wstał razem z nią.
 Wasurenagusa stwierdziła w myślach, że podoba jej się niedbały sposób, w jaki teraz wyglądał. Ta za duża bluza. Te ręce w kieszeniach. Ta postawa, która sprawiała, że wyglądał na kogoś niezainteresowanego zupełnie tym, co się dzieje wokół.
-Czemu tu przyszłaś? –usłyszawszy to, odwróciła wzrok w stronę kamienia.
-To zależy. –odrzekła, owijając w bawełnę, jak on wcześniej.
-Od czego?
-Od czegoś na pewno… -zaśmiała się. Jak zawsze droczyła się z nim, nie potrafiąc powiedzieć wprost. Wszystko wydawało się bez sensu. Ale shinobi wiedział, że tak nie jest. Odwzajemnił uśmiech.
-Jak zawsze zaskakująco i wymijająco
-No cóż, ja już się chyba nie zmienię. Tak właściwie, to jestem pod wrażeniem, że ze mną wytrzymujesz.
-Ledwo, ledwo… -odparł pół żartem, pół serio.
-Co to miało znaczyć?
-Nic, nic.
***
Nawet nie zauważyli, jak zaczęli razem iść w stronę Konohy. Znowu był środek nocy, gdy przechadzali się uliczkami.  Minęli parę osób, wracających z nocnej zmiany oraz kilkoro imprezowiczów.
Przeszli też koło „Cichego Mistrza” i znaleźli się przed kamienicą, gdzie mieszkała tancerka.
-A co to za misja, na którą wyruszasz? –zapytała kobieta.
-Jeśli chodzi ci o to czy jest szansa na to, że zginę, to powiem, że tak. –uśmiechnął się nieco, ale jej chyba nie spodobał się jego czarny humor.
-Wiesz, że nie chodzi o to, żebyś zginął, tylko byś przypomniał sobie jak, to jest czuć śmierć na swojej skórze.
-Tak wiem… Gomena-sai. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.
-Nie szkodzi. –uśmiechnęła się blado. Pocierając przedramię.
-Idź już, bo zamarzniesz. –powiedział Hatake. Kiwnęła głową i powiedziała jeszcze.
-Kakashi… Powodzenia. –mężczyzna trochę zdziwił się jej nagłą zmianą nastroju. I w ogóle tymi słowami z jej ust. Odparł tylko:
-Arigato.
Pożegnali się i rozeszli do swoich domów.
<><><><><>
Tak jak w tytule rozdział z lekka przegadanyxD


[i] Yondaime – (jap.) Czwarty
[ii] Sensei - mistrz

2.10.11

Rozdział VIII…kiedy , to dowiemy się czegoś konkretnego?

Może nie powinien był tam pójść. Pewnie powoli robi się to zbyt podejrzane. Nigdy do tej restauracji nie wchodził, a od kiedy zaczęła występować tu Ona, Kakashi bywa tu częściej. Może on sam by uznał to za podejrzane, ale większość ludzi przecież nie zwracała na to uwagi. Może oprócz mężczyzny pracującego za ladą, który z zaciekawieniem patrzył na wchodzącego jōnina. Barman. Pewnie człowiek jak każdy inny, ale tacy jak on są jak spowiednicy. Wiedzą więcej, słuchając, często pewnie będących pod wpływem sake, klientów.
Kakashi uznał, że on mógłby być doskonałym źródłem informacji o pannie Shiroraion. Na pewno nieraz słyszy jej rozmowy i ich towarzyszy. Tak jak ostatnim razem podszedł do lady i złożył zamówienie. Tym razem sake, by nie odstawać. Gdyż tuż obok siedział mężczyzna, pijący właśnie ten trunek. W tym czasie barman zagadnął Hatake:
-Wrócił pan Hatake-san. –uśmiechnął się, czyszcząc szklankę.
-Jak widać, ta kobieta jest na tyle niezwykła, że warto tu wracać. –odpowiedział. –Ciekawe skąd jest? Nigdy wcześniej jej tu nie widziałem…
-To bardzo dobre pytanie… -zaczął mężczyzna. –Powiem panu, że nikt nie jest w stanie tego dokładnie określić. Podobno pochodzą z północnego-zachodu Kraju Ziemi. –Hatake zaświeciły się oczy. „Jakaś poszlaka w końcu!”
-Acha… To niezły kawałek stąd…
-To prawda, ale z tego, co wiem, to podróżują po świecie dla przyjemności. Zostają czasami, gdzieś na dłużej. Łapią się jakiejś roboty i jadą dalej. Do Konohy dotarli z Wioski Wodospadu. –dodał facet zza lady. –Mam nadzieję, że zostaną tutaj na dłużej. –Kakashi kiwnął głową ze zrozumieniem. Chciał zadać jeszcze jedno pytanie, ale odezwał się, siedzący obok mężczyzna:
-Barman! Jeszcze raz to samo!
-Pan wybaczy, Hatake-san. –odszedł.
Kakashi spojrzał na kieliszek. Nie pijał alkoholu i nie miał zamiaru tym razem tego robić. Dla niego ludzie topiący się w szklance oprocentowanych trunków byli po prostu słabi. Ludzie słabej woli. Ludzie niepotrafiący przezwyciężać swoich problemów. Poddający się nieudacznicy. Nie gardził nimi, jako ludźmi. Gardził ich postępowaniem.
Spojrzał na zegarek. 20.53. Jeszcze 7 minut. Kakashi nie przyszedł tu tylko po informacje. Miał coś do oznajmienia. Ale to później. Na razie będzie mógł nasycić oczy jej sztuką tańca. Ale teraz myślami wrócił do ich starcia:
„To, że posiada sharingana za dużo nie tłumaczy, bo wcale go nie używa. Ale najwidoczniej pochodzi z klanu Uchiha, a to tłumaczy jej nieprzeciętny talent i szybkość. To możliwe. Przecież mogła przeżyć rzeź klanu albo jej gałąź po prostu wyniosła się stąd dawno temu. Ale te dziwne straty czakry… Używa wysokorangowych technik, a straty są połowiczne… Hmm… To na pewno nie jest kwestia rozkładania czakry, bo nawet ja, potrafię ją idealnie rozłożyć….Jakiś specjalny trening? A może kekke genkai? Heh… Pewnie jak zwykle w jej sprawie szukam nazbyt trudnych rozwiązań. Tak jak z tym kolorem oczu. Myślałem, że skoro jest inny, to właściwości też są inne… No tak są te „inne aspekty”. Prawdopodobnie chodzi o wytrzymałość. Podobno oczy o niebieskiej barwie są odporniejsze na ślepotę. Ale choć są wytrzymalsze, zmiana kształtu źrenicy i koloru sprawia jej ból, przez co jego używanie podczas walki jest w tym wypadku utrudnieniem, a nie pomocą…” –stwierdził. Po chwili jeszcze przypomniał sobie jeszcze jedno: -„Kakash’ka… Otōsan[i]” –kolejny przykry temat. Tak rzeczywiście jego ojciec go tak nazywał. Kolejne bolesne wspomnienia.
„Sakumo Hatake, Konoha no Shiroi Kiba[ii]. Swoimi umiejętnościami mógł konkurować z legendarnymi Sanninami. By ocalić swoich przyjaciół, porzucił misję. Misja, która miała ogromne znaczenie dla bezpieczeństwa Konohy. Gdy powrócił do wioski wszyscy znienawidzili go i wyśmiewali za to, że naraził swój kraj. Nawet ci, których uratował szydzili z niego.”
 Dzisiaj rozumiał jego postępowanie. Ba! Nawet się z nim zgadzał i pewnie zrobiłby to samo. Zrobiłby to samo, ale do pewnego momentu…
„Nie wytrzymał presji.
Popełnił seppuku…”
I właśnie o to miał żal. Popełnił samobójstwo, zostawiając swojego małego syna samego na świecie. W dodatku to on znalazł go martwego. Kakashi do tej pory nie potrafił zapomnieć tego widoku. Chciałby pamiętać ojca inaczej. Ale w jego świadomości pojawiał się obraz ojca leżącego w kałuży krwi… w swoim dōjō[iii] w świetle nocy.
Dzisiaj nikt nie wspominał jego przodka. Nikt nie wyszydzał tego chłopca z powodu pochodzenia i nikt nie obwiniał go za jego błędy. Może, dlatego, że seppuku dowodzi niewinności, ale Kakashi uważał, że to tylko dzięki temu, że zapracował na to. Ukrył za maską podobieństwo do ojca, poświęcił się wiosce i stał się jednym z najsilniejszych shinobi w obecnym świecie, przyćmiewając przeszłość…, Choć nie do końca.
***
Zaczął się występ. Tym razem tańczyła nie tylko ona, ale w parze z jednym z towarzyszy. Był wysoki i szczupły. Rozwichrzone włosy miał kruczoczarne, tak samo jak oczy. Ubrany w czarne, eleganckie spodnie i luźną, śnieżnobiałą koszulę, mógł uchodzić za bożyszcze kobiet. Wyglądał mniej więcej na tyle lat, co Wasurenagusa. Za którą stanął, a po chwili spokojna, powolna muzyka uleciała z głośników. Obrócił ją pod ręką, by złapać ja w pasie, przyciągając bliżej siebie. Przez moment płynęli razem po parkiecie. Idealnie zgrani, trzymali się blisko siebie, a ich gesty i twarze wyrażały, aż nazbyt wiele uczuć. To nie był tylko taniec. To była historia opowiedziana za pomocą ruchu. Mężczyzna z lubością i uwielbieniem patrzył na kobietę w swoich ramionach, a ona uśmiechała się delikatnie i przymykała oczy, jak dama, okazując nieśmiałość. Później rozłączyli się, stanęli tyłem do siebie po przeciwległych bokach sceny. Wszystkie dźwięki ucichły. Dodatkowe światło oświetliło koniec sceny, gdzie znajdował się drugi mężczyzna. Z wyglądu przypominał tamtego, a jego oczy miały tę samą barwę, włosy za to miały odcień brązu, ale na pewno był trochę młodszy od nich. Siedział na krześle a między nogami trzymał średniej wielkości kocioł. Grał rękoma, a po każdym uderzeniu rozbrzmiewał inny dźwięk. Hatake prawie o nim zapomniał, patrząc jak tamta dwójka wirowała na scenie. Gdy po raz ostatni dotknął wierzchu instrumentu, wydając charakterystyczny głęboki dźwięk, Wasurenagusa zaczęła odstukiwać identyczny rytm, uderzając odpowiednio o podłogę. Gdy ona zakończyła, znów rozbrzmiał bęben, ale tym razem odpowiedział mężczyzna. Następną partię rozegrała już całą trójka.
Kakashi był pod wrażeniem, nie tylko ich umiejętność, ale także tego z jaką lekkością, to robili. Jakby wkładali w to prawdziwe uczucia. Każde ich rozłączenie dłoni wiązało się ze smutkiem, a każde spotkanie było radosne. I nie chodziło tu tylko o ich ruchy i wyraz twarzy. Oczy. One mówiły jeszcze więcej. Hatake pomyślał przez chwile, że gdyby kiedykolwiek, Kusa spojrzała tak na niego, to zrobiłby wszystko, o co by poprosiła. Skarcił się po chwili. „O czym ja myślę…” –ale jego przemyślenia były podobne do przemyśleń innych mężczyzn, przebywających tu dzisiaj. Choć na pewno były mniej zbereźne od większości.
Koniec występu nadszedł szybko, jednakże minęło prawie pół godziny. Jonin spojrzał ostatni raz w stronę sceny. Był pewny, że wie, że tu jest. Spojrzał na butelkę. Szczerze miał ochotę ją otworzyć i się napić, ale wiedział, że tego nie zrobi. On umiał się opanować
Długo czekać nie musiał. Pojawiła się przed nim za ladą.
-Szczerze nie spodziewałam się zobaczyć cię tu dzisiaj. –uśmiechnęła się pod nosem. –Coś się stało, czy tylko mnie szpiegujesz? –zapytała żartobliwie. Hatake odwzajemnił gest.
-I jedno i drugie. –odpowiedział przewrotnie. –Może wyjdziemy na zewnątrz? –zapytał. Nie chciał tu rozmawiać, zbyt wielu ludzi. No i barman… ten to na pewno ma gumowe ucho. Zgodziła się, kiwając głową. W tym momencie za nią pojawił się czarnowłosy. Zarzucił ręce na ramiona kobiety.
-Znowu się gdzieś wybierasz, kwiatuszku. –zaśmiał się.
-Możliwe… -spojrzała na niego z rozbawieniem. Po chwili spojrzał na Kakashi’ego.
-Więc to ty, tak? –zabrał ręce z ramion dziewczyny. –Jestem Ryutaro[iv], ale możesz mi mówić Ryu[v]. –wyciągnął rękę w stronę shinobi. Hatake uścisnął jego dłoń.
-Kakashi. –przedstawił się, chciał dodać nazwisko, ale przecież nieznajomy, go nie podał, więc on też nie poczuwał się do tego, aby się w pełni przedstawiać. Pewnie i tak wiedział.
-Bardzo mi miło. –dodał z uśmiechem. Wyglądał na miłego faceta, w dodatku miał podobny uśmiech do Kusy. –No, skoro już się znamy, to chciałbym tylko życzyć ci powodzenia. Mam nadzieję, że szybko wam to pójdzie. O ile ta groźna bestia pozwoli Ci tego dożyć… –mówiąc, to kiwnął głową na dziewczynę, sugerując, kto jest ów „bestią”. Hatake zaśmiał się.
-To dopiero będzie trudne. –Sama zainteresowana za to udała oburzoną.
-Skoro tak, to ja może was zostawię, żebyście mogli mnie poobgadywać? –odwróciła głowę w bok, unosząc dumnie nos i zamykając oczy. Wyglądała jak prawdziwa dama.
-Och nie, ma biche…[vi] -Ryu wziął do ręki jej dłoń i ucałował jej wierzch. –Wybacz, jeśli cię uraziłem–kobieta uśmiechnęła się. –Ale przecież wiesz, że to prawda. –Wasurenagusa nie mogła już wytrzymać i zachichotała.
-Wystarczy już. Spadaj. –powiedziała z uśmiechem. A mężczyzna ukłonił się wytwornie.
-Ranią mnie twe słowa, ale znikam. –wyprostował się i spojrzał na Kakashi’ego tym razem. –Tylko nie za długo, bo muszę z nią pogadać. –puścił mu oczko i żegnając się odszedł. Hatake nadal się uśmiechał. Nigdy by nie pomyślał, że zobaczy taką scenę w dodatku z udziałem Wasurenagusy. Osobnik był na pewno tak bardzo osobliwy jak ona sama.
***
Wyszli z budynku i udali ulicą w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Ciekawy człowiek. –zaczął Kakashi.
-Jeśli chodzi ci o mojego brata, to rzeczywiście można mieć takie wrażenie. –odpowiedziała. –Ale powinieneś się przyzwyczaić po poznaniu mnie.
-Tak masz rację. –odrzekł z uśmiechem. Nie wiadomo, czemu, zadowolony z tego, że powiedziała „brat”, a nie co innego.
-To o czym chciałeś pogadać? –zapytała.
-Chciałem tylko powiedzieć, że jutro wyruszam na misję i nie będzie mnie jakieś 3 dni. –kiwnęła głową ze zrozumieniem.
-Rozumiem. Trochę szkoda, że nie udało nam się odbyć jeszcze jednego starcia, ale cóż… -odrzekła. –W takim razie, pamiętaj, co mówiłam. Staraj się zapomnieć o uczuciach, niech nic cię nie rozprasza. Skupienie. Myśl o oku. Niech zniknie wszystko. –była niesamowicie poważna, a jej głos odbijał się echem w jego głowie.
-Zrozumiałem. –znów zobaczył ten jej wyraz twarzy. Ten bez uczuć. Jakby cień spowił jej twarz, a oczy stały się ciemniejsze. Ale to była krótka chwila. Uśmiech rozjaśnił jej cerę, a oczy znów bystro patrzyły.
-W takim razie jak wrócisz, to daj znać, wiesz już, gdzie szukać.
-Jasne… -odpowiedział lekko zmieszany jej dwoma osobowościami. Spojrzała pytająco.
-Coś się stało?
-Nie nic. –odpowiedział szybko. –Po prostu muszę się przygotować i zastanawiam się, czy dobrze zapamiętałem godzinę spotkanie. –uśmiechnął się. On też umiał ukrywać uczucia. Ale ona nie dała się zwieść. Westchnęła:
-Kakashi-kun… Złodziej złodzieja nie okradnie…
-Co? –nie rozumiał. W dodatku zauważył, że trochę spochmurniała.
-Nic takiego… Idź już, pewnie chcesz wypocząć przed misją, a ja cię zamęczam.
-Nie, ty… -w porę ugryzł się w język. „Za dużo myślisz, Hatake.” –powiedział do siebie w myślach. –Ale masz rację, pójdę już.
Pożegnali się, a każde z nich poszło w swoją stronę. Kakashi obejrzał się za nią. „Złodziej złodzieja nie okradnie.”
-No tak… Masz rację…


[i] Otōsan –jap. ojciec
[ii] Konoha no Shiroi Kiba-jap. Biały Kieł Konohy
[iii] Dōjō-sala treningowa albo też miejsce przeznaczone do medytacji
[iv] Ryūtarō –jap. „ryū” –smok, „tarō” –duży syn
[v] Ryū -smok
[vi] Ma biche –fr. Moja łanio (przyp. autorki dla nas to brzmi śmiesznie, ale Francuzi uważają, to za zwrot bardzo ciepły(: poza tym ładnie brzmi)

Rozdział VII... kiedy, to porozmawiamy.


Elektryczny pies biegł i już prawie dosięgł celu, ale zatrzymał go silny podmuch, rozrywając  atak i zasłonę z mgły.
-Fuuton: Aoi Setsudan[i]–podmuch przybrał kształt błękitnego, cienkiego półksiężyca sunącego dalej na mężczyznę. Uskoczył. Przykucnął na jednym z drzew, by mieć nieco czasu na przemyślenia.
„Użyła ognia, wiatru i błyskawicy.”-wydawało mu się to niezwykle silne połączenie, ze względu na to, że w cyklu żywiołów były one obok siebie. Mimo to miało to dużo słabych punktów. „Najlepsza będzie kombinacja wody i ziemi.” –zaplanował już kolejnych kilka ruchów, biorąc pod uwagę wszystkie możliwości ataku i obrony. Zaczął wykonywać znaki nie spuszczając przeciwniczki z oczu. Jej czakra dalej była niesamowicie spokojna. Miała czas na atak, a mimo to nie robiła tego. Gdy już prawie kończył przygotowania, ona spojrzała na niego i machnęła do niego z uśmiechem.
-Myślę, że już wystarczy. –powiedziała. Hatake opuścił ręce nieco zdziwiony. Nie lubił przerywać walki, w takim momencie.
-Robiło się tak ciekawie. –westchnął, zeskakując z drzewa. Spojrzał znów na nią. Wyglądała na zadowoloną.
-Twoje umiejętności rzeczywiście są imponujące. –oznajmiła. –Można by poprawić to i owo, ale najważniejsze jest to, że twoje oko jest gotowe na przyjęcie Mangekyo. –uśmiechnęła się, odetchnąwszy lekko. „Poprawić…” –Kakashi’ego w tym momencie bardziej zastanawiało to, jak mogła spostrzec jego słabe strony po tak krótkiej walce niż to, że jest gotowy na obudzenie kolejnej fazy sharingana. Wiedział o swoich problemach z czakrą i wytrzymałością, choć ostatnio nic z tym nie robił, żeby to zmienić, bo nie było mu to potrzebne.  Większość ludzi, z którymi walczył nie żyła już i zazwyczaj nie musiał nawet okazywać swojej dumy. Swojego sławnego oka. Ale teraz mogło się to zmienić. „Ta kobieta…”
-Widać, że wiesz jak czerpać z niego jak najwięcej i potrafisz także ocenić jak wpływa to na twoje zasoby. –dopowiedziała. –Myślę, że możemy przejść do drugiej części „treningu”. –Kakashi kiwnął głową.
Oddalili się nieco od pola treningowego, trafiając na skraj lasu niedaleko pobliskiego strumyka. Usiedli w cieniu drzewa naprzeciw siebie. Hatake podrapał się za głową.
-To co dalej? –zapytał shinobi.
-No dobrze, więc zacznę od tego jak to będzie wyglądać. Po pierwsze mam nadzieję, że będziesz mógł poświęcić mi trochę czasu w najbliższym czasie? Bo chciałabym jak najszybciej to zakończyć i myślę, że ty także.
-Hmm… Myślę, że jakiś urlop powinien mi przypadać, choć Tsunade może być niezadowolona… -odpowiedział. „Niezadowolona… Raczej wściekła.” –wyobraził sobie Tsunade w stanie wściekłości i stwierdził, że wcale nie chciałby tego zobaczyć, ale mus to mus. Mimo to uśmiechnął się, co można było rozpoznać po jego  oku.
-Nie, nie… Praca, praca. Trening, treningiem. W dodatku lepiej będzie jak będziesz chodził na misję. –rzekła, a Hatake odetchnął z ulgą. –Wtedy będziesz miał więcej czasu na przemyślenia i to może nawet przyspieszyć przemianę. –wytłumaczyła, widząc, że jest trochę zdziwiony. –Misje, gdzie jest duże ryzyko konfrontacji, byłyby najodpowiedniejsze.
-Czemu? –zapytał mężczyzna.
-Ech… -przygryzła lekko wargę. –Sama nie wierzę, że to mówię komukolwiek, ale… -urwała na sekundę. –…im częściej twoje życie będzie zagrożone, tym szanse obudzenia Mangekyo są wyższe. –Hatake spoważniał. Chciał coś odpowiedzieć, ale kiwnął tylko głową, pytając:
-Co dalej? –Wasuranagusa odetchnęła, ciesząc się, że zrozumiał bez słów, czemu.
-Dobrze więc wiesz już o co w tym chodzi, znasz swój cel i musisz się na nim skupić. Przynajmniej wtedy kiedy jesteś ze mną. –Kakashi pomyślał, że zabrzmiało to dziwnie i rozbawiło go, gdy powtórzył sobie słowa „gdy jesteś ze mną”. Brzmiało jak początek miłosnego wyznania, które zapewne nie jeden mężczyzna chciałby usłyszeć z pięknych, pełnych ust panny Shiroraion. –I… -kontynuowała, ale zauważyła iskierki rozbawienia w jego oku. –Co cię tak rozśmieszyło? –spojrzała po sobie i przetarła wargi, myśląc, że może jest gdzieś brudna.
-Nie nic, po prostu zabrzmiało to trochę dwuznacznie. –zaśmiał się, widząc jej reakcję.
-Ale, co…? Aaa… -sama się uśmiechnęła. Mimo to nadal była lekko zaskoczona, że żarty się go tak trzymają. –A ja myślałam, że mam do czynienia z niezwykle poważnym ninja, a tu proszę. –po chwili oznajmiła: -Przechodząc dalej. Trening nie będzie się różnił od tego, co robiliśmy dzisiaj. Będziemy walczyć, ja będę starała się zabić ciebie, a ty zabić uczucia. –Hatake nieco się zdziwił. Dobra dzisiaj może go zaskoczyła, ale następnym razem miał zamiar pokazać jej, że mimo kilku rzeczy do poprawki nie da się go zaskoczyć dwa razy. A poza tym, czy na pewno na tym polega to całe „pozbywanie się uczuć”?
-Czy walka jest najlepszym sposobem? Bo wydaję mi się, że gdyby tak to prawdopodobnie już dawno obudziłby się Mangekyo. Wierz lub nie, ale wiele razy byłem w sytuacji zagrożenia życia.
-Wierzę ci, ale wtedy nie wiedziałeś do czego dążysz w sensie swojego oka. –odparła. –Wiedziałeś, co musisz zrobić, kierował Tobą obowiązek, chęć wypełnienia misji, a gdy ktoś zaatakował to wiadomo, że czasami trzeba kogoś zabić w obronie. To jest wpisane w bycie shinobi. A co do sposobu… Jeśli nie będzie przynosił efektów zmienimy taktykę, ale chyba nie będzie to konieczne. –rozchmurzyła się. A Kakashi nie miał zamiaru dalej drążyć tego akurat tematu. Zamiast tego zapytał:
-Mogę o coś spytać?
-Zawsze możesz, tylko jeśli chodzi o odpowiedź, to domyślasz się, że może jej nie być. –znowu ujrzał ten czarujący uśmiech.
-Czemu twój sharingan jest fioletowy? –jej dźwięczny śmiech rozniósł się echem po okolicy. Po chwili, o dziwo, usłyszał odpowiedź:
-Zadziwiasz mnie. Myślałam, że się domyślisz. –Hatake przymrużył oko. –Jeśli zmieszamy ze sobą barwę niebieską z czerwoną, otrzymamy fioletową.
-To wszystko? –Kakashi był zaskoczony. –Nie ma żadnych innych właściwości od normalnego? –znów coś, co wydawało się skomplikowane, miało tak prostą odpowiedź.
-Jeśli chodzi o zdolności to tak.
-A inne aspekty? –ale Kakashi po chwili przypomniał sobie wczorajszą sytuację. –No tak…
-Właśnie sam widziałeś, ale i tak nie wiesz wszystkiego. –dopowiedziała.
-To znaczy?
-Prawdziwy wojownik nie zdradza tak pochopnie sowich tajemnic. A tym bardziej swoich słabych stron. –przymrużyła lekko oczy, by wyglądać bardziej tajemniczo ale uśmiech nie schodził z jej twarzy. –Może dane ci będzie je odkryć, panie Kakashi Hatake. –droczyła się z nim
-Chyba będę musiał panno Wasurenaguso Shiroraion. –czekał, aż speszy się słysząc swoje imię. Aż przygryzie wargę. I rzeczywiście, tak się stało. Ale odpowiedziała, spuszczając głowę:
-Skąd pewność, że jestem panną?
-Przecież, to proste… Nie masz obrączki. –uśmiechnęła się pod nosem.
-Spostrzegawczy jesteś. –odwzajemnił uśmiech.
***
Po chwili wracali już do wioski nawet nie zauważając, kiedy minęło tyle czasu. Dobrze im się rozmawiało po drodze. Choć nie rozmawiali o niej, bo nie było sensu. Mówili o swoich spostrzeżeniach po walce, a Kakashi’ego nadal nurtowało jeszcze kilka spraw.
-Czemu jesteś tancerką?
-Uważasz, że nie nadaje się? –zapytała z udawaną złością. Hatake zaczął się tłumaczyć
-Nie, nie o to chodzi. Twój taniec jest niesamowity… Znaczy… -widząc jego lekkie zakłopotanie, zaśmiała się, a on po chwili spoważniał. –Powiem wprost, chce wiedzieć, czy nie jesteś z innej wioski shinobi i czy nie infiltrujesz wioski? –uśmiech spełzł z jej twarzy i także spoważniała.
-Nie wiem jak to udowodnić, ale nie pochodzę z żadnej wioski shinobi i nie obchodzą mnie żadne wojny w tym rejonie. I uprzedzę twoje pytanie. Pomagam ci, bo Jirayia zrobił kiedyś coś dla mnie i  chce się odwdzięczyć.
-Raczej nie dowiem się, co on takiego zrobił. –pomachała głową potwierdzająco.
Szli teraz w milczeniu. Ninja był zdziwony, ze mimo iż tak wiele ukrywa, czuł do niej nić sympatii. Zastanawiał się nad czymś chwilę, ale z zamyślenia wyrwało go ciche burczenie.
-Heh. Gomen. –czuła się lekko zawstydzoną tą sytaucją, a Kakashi’emu nasunęło to pomysł.
-To może w ramach rozpoczęcia naszej wspólnej znajomości, pozwolisz zaprosić się na obiad? –zaproponował, nie patrząc na nią.
-Yhm… Bardzo chętnie, ale nie dzisiaj. Mam parę spraw i już jestem trochę spóźniona… -nie wyglądała na zmartwioną tym faktem, ale dopowiedziała:
-Może po kolejnym treningu?
-Trzymam za słowo. –Kakashi uśmiechnął się, a ona odwzajemniła gest.
***
Odprowadził ją do kamienicy na obrzeżach wioski, niedaleko restauracji „Cichy Mistrz”, w której pracowała. Może nie była to ekskluzywna miejscówka, ale nie najgorsza. Stanęli przed wejściem. Ruch był spory jak w każdy wieczór.
-Jakby co mieszkam pod siedemnastką. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to będę albo tu, albo w tej pseudo restauracji. –uśmiechnęła się stojąc teraz przodem do mężczyzny. Ale jej oczy miały swój „normalny”, czyli bezuczuciowy wyraz.
-Wiesz Wasurenagusa… -chciał powiedzieć, że dziękuje itd., ale jej wzrok uciekł w bok, a twarz spoważniała. Patrzyła na kota na jednym z parapetów. Był to perski kot bardzo, bardzo włochaty i  nakrapiany różnymi barwami. Po chwili znów na niego spojrzała.
-Nie ma za co. I jeśli możesz, to mów mi Kusa.
-Kusa? Czemu?
-Bo tak jest krócej…
-Ale mi się podoba Wasurenagusa. –jego odpowiedź nie zadowoliła jej.
-Kakash’ka… proszę. –powiedziała, robiąc słodką minę.
-No dobra, dobra...
-Cóż... Ja już pójdę. Do zobaczenia. –dopowiedziała szybko.

[i] Element wiatru: Błękitne Cięcie



[i] Element wiatru: Błękitne Cięcie
[ii] Zaczekaj! (jap.)