23.10.11

Rozdział X …kiedy to wyruszymy na misję.

Kolejny dzień zaczął się na dobre w mieście Konoha. Ludzie już do paru godzin pracowali, a niebo rozjaśniało jesienne słońce, które wisiało na nieboskłonie niestety z każdym dniem coraz niżej. Można sobie pewnie wyobrazić, że jesień musiała wyglądać tutaj zjawiskowo. Lasy, otaczające mury, mieniły się odcieniami złota, pomarańczy i czerwieni. I jeśli stwierdzimy, że jesień, to czas umierania, to w takim razie, patrząc na ten malowniczy pejzaż, dojdziemy do wniosku, że śmierć musi być piękna. I prawdopodobnie ma kolor ognia.
Maito Gai z ogromnym uśmiechem na ustach, choć nieco zniecierpliwiony już, czekał przy północnej bramie Konohy na partnerów swojej dzisiejszej misji w Kraju Trawy. Zadanie polega na odnalezieniu i zlikwidowaniu przywódcy grupy „Akira”, która od pewnego czasu przygotowuje się do opanowania tej małej wioski i propaguje ideę władania państwem silną ręką. Pewnie ma to związek z Orochimaru i Akatsuki, ale nikt nie mówił o tym wprost. Lokalni ninja nie mogą poradzić sobie z szybko rozrastającą się organizacją i poprosili Wioskę Liścia o pomoc. Ostatnio często zdarzały się takie misje. Zarówno Maito jak i innym joninom. Coś było nie tak i większość, która przeżyła Trzecią Wielką Wojnę Shinobi, wiedziała, że to „coś” mogło doprowadzić do niechcianych konsekwencji w postaci sporów, a później, odpukać, wojny.
Mimo tych nieoptymistycznych prognoz, Gai był w bardzo dobrym humorze. Jak zwykle zresztą. Wieczny optymista jak to się mówi. Albo po prostu jego wiara w „siłę młodości” nie pozwała mu na pesymizm. W każdym razie stał w oczekiwaniu na kompanów. Niedługo później zjawił się dość wysoki, brązowowłosy, na oko 20-letni chłopak. Miał na imię Tsubasa[i] i pochodził z klanu Hyuuga, co można  wywnioskować po białych oczach. Był jednym z zdolniejszych medyków w wiosce. W dodatku jest użytkownikiem Byakugana, więc był na pewno bardzo pożytecznym członkiem zespołu.
-Konichiwa Gai-san. –przywitał się ze skinieniem głowy.
-Ohayo! –odparł mężczyzna w zielonym stroju. –Czyż nie piękny dzień na podróż? Słońce świeci, ptaki śpiewają. Nic tylko ruszać w drogę. –użytkownik Byakugana był nieco zaskoczony ekspresyjną wypowiedzią starszego kolegi i zdobył się tylko na krótkie „Hai…” na co Gai zareagował głośną komendą:
-W takim razie ikuzo[ii]! –krzaczastobrewy ruszył w stronę lasu dziarskim krokiem, ale Tsubasa go zatrzymał.
-Co się stało? –zapytał zdziwiony Maito.
-Nie chce pana urazić Gai-san, ale myślę, że powinniśmy poczekać na naszego lidera.
-No tak. –kiwnął ze zrozumieniem jonin. Jednak po chwili przybrał zdziwioną minę. –Co? Myślałem, że to ja będę dowodził… -wykrzyczał. Właściwie miał prawo do oburzenia, gdyż we wszystkich misjach, w jakich brał udział ostatnio, to on dowodził.–W taki razie, kto jest dowódcą? –spojrzał na chłopaka przenikliwym wzrokiem spod czarnych, krzaczastych brwi. Hyuuga odsunął się mimowolnie i odpowiedział.
-Z tego, co wynika z akt, ma to być… -ale po chwili zjawił się kolejny mężczyzna. Szarowłosy, z podróżnym plecakiem szedł z jedną ręką w kieszeni i nosem w książce zatytułowanej „Icha, Icha Paradise”. To mógł być tylko jeden shinobi z Wioski Liścia.
-Yo. –przywitał się, wyglądając znad książki jednym okiem, gdyż drugie zasłaniała opaska.
-Kakashi-sama[iii]… -białooki ukłonił się lekko. –Właśnie czekaliśmy na pana. –Kakashi w międzyczasie łypnął okiem na Maito. „Ech…” westchnął na myślach o tekstach i zachowaniach kolegi, jakie czekają go podczas misji. Zielona Drapieżna Bestia Konohy za to zaczęła się dziwnie zachowywać. Przykucnął nieco, zamknął oczy i złączone pięści przytknął pod brodę. Zaczął się trząść jakby mu było zimno.  Tsubasa zaniepokoił się.
-Gai-san, czy… -nie dokończył, bo Gai przedstawił w tej chwili swój wybuch ekscytacji. Wyprostował się energicznie, wskazując palcem na Hatake, powiedział:
-Ten dzień nie mógł być lepszy, Kakashi! –zaczął swoją mową. -To przeznaczenie zsyła nam dogodną sytuację do kontynuowania naszej walki. Ta misja będzie idealnym sprawdzianem naszych umiejętności i wytrzymałości! –Tsubasa ze zdziwieniem spojrzał na użytkownika sharingana. Ten jak gdyby nigdy nic, wrócił do swojej lektury, nie zwracając zupełnie uwagi na to, co mówił jego „odwieczny rywal”. Maito zaczął drżeć, ale tym razem nie z podekscytowania tylko ze złości.
-Słuchasz mnie?! –szarowłosy znów wyjrzał znad okładki. Oczywiście słyszał, ale lubił się droczyć z swoim przyjacielem i odparł z uśmiechem:
-Hę? Mówiłeś coś Gai?
-Aghrr…! Jak możesz być tak spokojny?! W dodatku wtedy, kiedy mówię o naszej rywalizacji! Denerwuję mnie ten twój spokój!
-Dobrze. –odparł jonin ni z gruszki, ni z pietruszki. – W każdym razie jak już się zebraliśmy, to nie warto tracić czasu. –rzekł. –Na pierwszym postoju omówimy szczegóły, a teraz ruszajmy. -Gai nie wyglądał na zadowolonego faktem, że jego słowa zostały tak zbagatelizowane. A na dodatek musiał się słuchać Kakashi’ego. Nie zdążył nic powiedzieć, gdy tamta dwójka już zaczęła biec
-Zaraz, czekajcie! –zawołał i ruszył w pośpiechu.
***
Pierwsza część drogi przebiegła bez niespodzianek, ale nie spodziewali się spotkać żadnych, większych problemów aż do granicy z Krajem Trawy. Podczas drogi Maito nieco się rozgadał i Hyuuga była skazany na wysłuchiwanie historii życia „Zielonej Bestii Konohy” na temat jego samego. A w szczególności jego intensywnych treningów, które sprawiły, że bez zbytniego talentu to ninjutsu i genjutsu osiągnął tak wysoki poziom umiejętności. Tsubasa mimo wszystko był wytrwały i naprawdę słuchał starszego kolegi i nawet zadawał mu pytania.
Kakashi za to wolał biec przodem. Nie chodziło tu tylko o to, że nie miał zamiaru słuchać wywodów przyjaciela. Pragnął nieco bardziej skupić się na słowach Kusy:
„Czuć śmierć na swojej skórze…”
Od dawna on sam nie miał okazji tego poczuć. Tego oddechu kostuchy na karku. Strachu przed śmiercią. Już nawet nie pamiętał, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że w każdej chwili może umrzeć i jakby czuł, że śmierć nie była mu obca. Był świadkiem wielu śmierci, sam zabijał bez mrugnięcia okiem. Czemu i jego miałoby to nie spotkać? „Wszystkich czeka śmierć. Takie jest prawo natury.”. Pewnie ta świadomość sprawiała, że nie bał się umrzeć.
***
Pierwszy postój został przewidziany w lesie Hanafubuki[iv] kilkanaście kilometrów od granicy. Mężczyźni postanowili rozbić namiot, bo mimo iż gdy wyruszali pogoda była świetna, to teraz na niebie, oświetlonym zachodzącym słońcem, zbierały się ciemnoszare chmury.
Usiedli przy niewielkim ognisku. Kakashi rozłożył na ziemi mapę Kraju Traw i zaczął omawiać szczegóły misji, które podała mu Piąta.
-Z wywiadu dowiedzieliśmy się, że przywódca „Akiry” przebywa głównie na przedmieściach stolicy, w swojej rodzinnej posiadłości. Najpierw będziemy musieli nieco się dowiedzieć o planie całej rezydencji i zwyczajach naszego celu. Dlatego mamy się udać do kwatery oddziału miejscowych ninja, którzy zostali uprzedzeni o naszym przybyciu i powinni byli większość potrzebnych materiałów przygotować. Jakieś pytania?
-Jak się nazywa nasz cel? –zapytał Gai.
-Watsuki Tobosa.
-Kakashi-sama mam pytanie. Czemu właściwie ninja z tej wioski nie mogą tego zrobić? –zaciekawił się Tsubasa.
-Nikt nie nam na to nie odpowiedział, ale można podejrzewać, że chodzi o to, że pewnie niektórzy shinobi Trawy przeszli na stronę Akiry, co utwierdza nas w przekonaniu, że szykuje się jakaś grubsza dywersja. Co tu dużo mówić, ta wioska jest bardzo strategicznym miejscem.
-Strategicznym? –zdziwił się Tsubasa.
-No tak… Ty pewnie nie pamiętasz byłeś jeszcze za młody. –powiedział dowódca, który wstał i spojrzał na ognisko. Hyuuga spojrzał pytająco na Maito, ten mu wytłumaczył, nagle poważniejąc:
-Po zdobyciu tego kraju przez Iwagakure[v], w czasie Trzeciej Wojny Shinobi, mogli szybciej i łatwiej przerzucać swoje siły przeciwko naszej wiosce. –białooki kiwnął głową ze zrozumieniem i obrócił wzrok ku dowódcy.
Kakashi, z rękami w kieszeni i lekko opuszczoną głową, tępo patrzył na ogień. Wspomnienia wróciły jak fala. Przymknął oczy na kilka sekund. Maito patrzył na niego spod ściągniętych brwi. On wiedział, że to była pierwsza misja Kakashi’ego jako jonina i dowódcy. Wiedział też o Obito.
-Poza tym jak widać Wioska Trawy łatwo ulega wpływom, bo chce wyjść bez szwanku z ewentualnego sporu, gdyż po wspomnianej wojnie była kompletnie zniszczona. A ich daimyo[vi] podobno nie jest urodzonym przywódcą, a jego uległość sprawia, że nasza wioska też powinna się zainteresować tym miejscem. –powiedział Hatake.
-By nie dopuścić do niekomfortowej dla nas sytuacji. Rozumiem. –dopowiedział Tsubasa. Nastąpiła chwila, którą przerwał szarowłosy.
-Wezmę pierwszą wartę. Za trzy godziny zmieni mnie Tsubasa. –wydał komendę. –Wyruszamy z samego rana.
-Hai! –odparł Tsubasa. Gai patrzył za oddalającym się Kakashi’m. wstał i chciał mu coś przekazać. Że wie, że go rozumie. Ale on zniknął w koronach drzew, przeczuwając reakcję Gai’a. Bo był przekonany, że on nie wie i nie rozumie.
***
Zielona Bestia wróciła na miejsce.
-Gai-san, co jest nie tak z… -Maito był pewien, że zapyta.
-Może nie powinienem ci mówić, ale… przecież, to żadna tajemnica…
Były to czasy Trzeciej Wielkiej Wojny Shinobi. Później, jak się okazało, była to jej końcówka. Drużyna Minato Namikaze otrzymaała misję zniszczenia Mostu Kannabi[vii], który był głównym traktem, łączącym Iwagakure z Wioską Trawy, która już dostała się pod panowanie Kraju Ziemi. Właśnie przed tą misją, Kakashi Hatake syn Sakumo „Białego Kła Konohy” został awansowany na jonina.
 Misja zakończyła się powodzeniem, gdyż most runął. Kakashi wtedy to został obdarzony sharinganem…
-Czemu, więc zaczął się, tak zachowywać?
-Za zdobyciem sharingana przez niego, kryje się…
Śmierć jego najlepszego przyjaciela… Obito Uchihy.
***
Hatake siedział na jednej z gałęzi, oparty o jej pień i zajął się swoją lekturą. Wspomnienia wróciły, ale dzisiaj Kakashi był w stanie przyjąć, to z większym spokojem. Z natury nie był człowiekiem wybuchowym. Jednakże…
„Czas leczy rany, ale blizny zostają.”
Dowiedział się tego na własnej skórze. Choć śmierć Obito i późniejsza śmierć Rin była głównym temat jego przemyśleń ostatnimi czasy (no może jeszcze, kiedy Jiraiya wyda kolejny tom albo, kiedy wyjdzie ich filmowa adaptacja), to teraz pojawiła się jeszcze jedna osoba. Wasurenagusa. Otóż to! Ona była prawdziwą zagadką dla prawdziwych mędrców.Ściślej mówiąc, to nie był jedna osoba. Tylko dwie.
Jedną była właśnie Kusa, czarująca i niezwykła tancerka, a drugą nienazwana persona, bez uczuć i emocji. Niewiarygodnie dobrze wytrenowana w sztuce walki. Jej umiejętności już podczas pierwszej potyczki były, zaskakująco wysokie, a Hatake czuł, że to tylko marna namiastka jej zdolności. Na dodatek jej sharingan. Kim była ta osoba? Co jeszcze kryje?
-Z czasem wszystko wychodzi na jaw, Kusa. –Kakashi uśmiechnął się do siebie. –Ciekawe, że jak ona się zjawiła, ja dostaje właśnie misję w miejscu o takiej nazwie.[viii] –spojrzał w górę, ale zamiast gwiazd ujrzał tylko gęste chmury. Wokół było niesamowicie cicho. –Cisza przed burzą…
***
Zbożowowłosa dziewczyna spoglądała na skałę z wyrytymi nazwiskami. Mogło się wydawać, że wzrokiem obejmowała wszystkie litery i nazwy, ale jej oczy skakały tylko po interesujących ją osobach. „…Uchiha…Uchiha…Uchiha… Obito Uchiha…”. To imię najbardziej przykuwało jej uwagę. Nie wiadomo, czemu? Przecież nawet go nie znała. Jednakże zatrzymała się na nim i wpatrywała we nie w skupieniu. Opuściła powieki. Podniosła ręce i splotła na karku. Poczuła własny chłód, ale nie skrzywiła się nawet. Odchyliła głowę do tyłu, wyginając kręgosłup.
-To nie będzie proste, panno Shiroraion. –powiedziała do siebie. W tym samym momencie poczuła na swoim policzku coś mokrego. Otworzyła oczy, a jedna z deszczowych kropli upadła na kącik jej oka. Mrugnęła kilkakrotnie. Ujrzała błyskawicę na horyzoncie. A kilka sekund później usłyszała potężny grzmot. Brzmiący jak ryk lwa. Wciągnęła nosem powietrze. Poczuła znajomy rześki zapach. Zapach burzy. –„Kakash’ka…” -pojawił się w jej myślach. Uśmiechnęła się. Następnie spojrzała na niebo pustym wzrokiem. –Nie mogę, jeszcze nie.
Wypowiedziała te słowa, a deszcz zaczął się na dobre. Włosy przyklejały się do jej twarzy, tak jak mokre ubrania do jej ciała. Podniosła dłoń i ustawiła przed swoją twarzą. Zgięła palec serdeczny, a palec wskazujący nałożyła na palec środkowy[ix], mówiąc:
-Zryv[x] -zawiał wiatr wraz, z którym zniknęła panna Shiroraion.
<><><><><><>
Rozdział bardziej rozbudowany. Długo go opracowywałam i stwierdzam, że może być. Pojawiła nam się namiastka pochodzenia Kusy, chodzi mi oczywiście o tajemnicze „Nankaph”. Nie jest to słowo z jakiegokolwiek języka, a jeśli jest, to proszę mi powiedzieć, z którego(; po prostu wymyśliłam specjalny "język", raczej system tworzenia słów, na potrzeby mojej postaci. Jeśli chodzi o etymologię, to napisze o tym w dziale bohaterów, który stworzę, jak stworzę nowy szablon, więc jeszcze trochę poczekamyxD.
A dzisiaj czas na jedną z moich ulubionych postaci. Mesdames, Messieurs Seto Kaiba:



[i] Tsubasa –(jap.) pióro
[ii] Ikuzo –(jap.) ruszajmy
[iii] -san, -sama – zwroty honoryfikatywne, ale „–sama” jest bardziej uprzejme niż „–san”.
[iv] Hanafubuki –dla ciekawskich (jap.) spadające kwiaty wiśni
[v] Iwagaakure –Wioska Ukryta w Skałach (Kraj Ziemi)
[vi] Daimyo –Lord Feudalny
[vii] Most Kannabi „Kannabi-kyo” –znaczy dosłownie "Most, gdzie bogowie nie pomagają"
[viii] Chodzi oczywiście o Wioskę Trawy, której nazwa brzmi nie inaczej jak KUSAgakure
[ix] Mam nadzieję, że teraz łatwiej sobie, to wyobrazić, tylko mały palec wyprostowany^^
[x] Zryv (zrif') –(nn.) „podmuch”