2.10.11

Rozdział V …gdy ktoś robi coś.

Kakashi wrócił do swoich spraw. Musiał wypełnić parę papierków z poprzedniej misji i musiał zrobić zakupy. Później wrócił do Kamienia Chwały. Stał tam przez chwilę… Dłuższą chwilę. A właściwie jak zwykle zatracił się w wspomnieniach i żalach.
Wszyscy zastanawiali się, czemu stoi tu godzinami. O czym myśli? Co tak silnego ninja przyciąga w to miejsce? Niektórzy wtajemniczeni wiedzieli, że chodzi o Obito Uchihę. Ale nawet oni nie mogli zrozumieć, czemu aż tak często tu przebywa. A odpowiedź nie była taka trudna.
To była jego pokuta. Za to, jakim był idiotą. Za to, że wciąż łamał złożone obietnice. Za to, że nie potrafił się posłuchać swego serca. Za to, że jak zwykle się spóźnił. Za swoją dumę i głupie postanowienie wykonywania misji ponad wszystko. Gdyby nie to Obito i Rin może wciąż jeszcze by żyli…
Większość ludzi możliwe, że załamałaby się po takiej traumie i w chwili takich przemyśleń. Ale nie on. Hatake Kakashi miał silny charakter i mimo, że obwiniał się, nie mógł zmarnować prezentu od Obito. Musiał bronić wioski za cenę własnego życia. Nie mógł się poddać. Obito nie poddałby się. Jak Naruto. Tak… Obito i Naruto byli do siebie bardzo podobni. Mieli w sobie siłę, ukrytą za głupkowatością. Ale nie była to siła fizyczna. To była siła, pozwalająca zmieniać ludzi. Ich słowa, słowa wypowiadane zawsze prosto z ich serc, miały siłę większą niż jakikolwiek demon, niż Kyuubi, niż wszyscy ludzie razem wzięci.
Przynajmniej tak twierdził Kakashi. Sasuke tego nie docenił. Wybrał zemstę. Za to też się winił.
Spojrzał na niebo. Ściemniało się. Ale stał jeszcze chwilę. Zastanawiał się, co zrobiły Obito na jego miejscu. Czy zaryzykowałby? Możliwe. Wręcz pewne. Nawet by się nie zastanawiał. Zawsze chciał być silniejszy. Chciał być lepszy od niego. Jak Naruto od Sasuke. Byli swoimi własnymi celami… Nadal są.
***
Wrócił do mieszkania. Zapalił światło. Zjadł lekką kolację i położył się na łóżku. Wsadził ręce pod głowę. Ale nie mógł zasnąć. Ta kobieta. Wasurenagusa. Nie dawała mu spokoju. Może jednak zbyt pochopnie się wycofał? A jeśli udałoby mu się?
Pokręcił głową. Nie. To nie miało sensu. Pozbycie się uczuć? To jakaś bzdura. Tylko, czemu wtedy miałaby mu to proponować? Była dziwna, ale nie wyglądała na niespełna rozumu. Wręcz przeciwnie wyglądała na niezwykle inteligentną. Ważyła każde słowo zanim je wypowiedziała, aby przypadkiem nie powiedzieć czegoś niewygodnego. Na pewno miała coś do ukrycia. Hatake wiedział od razu. Wcześniej go to interesowało, ale teraz wycofał się i nie powinno go to w ogóle obchodzić. Mimo to powracał myślami do jej osoby. Coś się za nią kryło.
Skąd wiedziała tyle o sharinganie i na jakiej podstawie twierdzi, że potrafi go obudzić. Jak to się stało, że Jirayia jej zaufał i wysłał ją tutaj? Może powinien jeszcze raz to przemyśleć? Czuł się skołowany. Dawno nikt nie wzbudził w nim takiego poczucia. Otworzył książkę.
Przewracał tak dobrze znane sobie strony, jakby szukając tam odpowiedzi. Oczywiście jej tam nie było. Spojrzał na zegarek. Prawie północ. Odłożył książkę na bok. Przekręcił się na bok i zamknął oczy, czekając na sen. Niestety ciche pukanie do drzwi przerwało ciszę. Na początku pomyślał, że mu się tylko wydawało. A raczej miał nadzieję, że ktoś pomylił mieszkania. Jednak dźwięk uderzania o jego drzwi powtórzył się. W dodatku był o ton głośniejszy. „Kogo tu niesie o tej porze?” – pytał sam siebie. –„Chyba nie kolejna misja. Tsunade obiecała mi przecież wolne do pojutrza. Ona mnie zamęczy”. Podszedł do drzwi. Gdy tylko dotknął klamki poczuł znany mu zapach. Zamyślił się na ułamek sekundy, ale po chwili otworzył drzwi. Kobieta oglądała właśnie wystrój korytarza. Choć oczywiście nie było, co oglądać poza pustymi ścianami i klatką schodową.
-Ohayo, Kakashi. –powiedziała.
-Ohayo, Wasurenagusa… -odpowiedział, czekając na jakieś wyjaśnienie wizyty o tej porze i w ogóle JEJ wizyty. Ona przygryzła wargę, słysząc ponownie swoje imię w jego ustach.
-Przepraszam, że tak cię nachodzę, ale chciałam ci coś pokazać… Mogę wejść? –zapytała.
-Myślałem, że… -„A co mi tam! Skoro chce mi coś pokazać…” –Yy… Proszę wejdź. –wpuścił ją i zaprowadził do kuchni, gdzie usiedli po turecku przy stoliku.
-Może herbaty? –zapytał Hatake po chwili ciszy.
-Nie dziękuję, nie mam zamiaru zamęczać cię o tej porze. –odrzekła.
-Więc, co chcesz mi pokazać? –zapytał.
-Czy jeśli dam ci dowód, że mój trening jest skuteczny, to będziesz ćwiczył? –wypowiedziała to pytanie szybko. Jakby uformowała je bardzo starannie i nie chciała teraz niczego pominąć. Kakashi zamyślił się. Co mu szkodzi?
-Myślę, ze to prawdopodobne. –„ciekawe, czym mnie teraz zaskoczysz, panno Shiroraion.” –Jak chcesz to udowodnić?
-No to chyba logiczne… -powiedziała to cicho i spojrzała wymownie w jego oczy. Gdyby nie maska Wasurenagusa pewnie teraz patrzyłaby jak ninja zbiera swoją szczękę z podłogi. Po chwili opanował się nieco. Ale oczy nadal miał szeroko otwarte.
-Posiadasz man… -mgnieniu oka zbliżyła się do niego i zasłoniła mu usta ręką.
-Posłuchaj mnie. Lepiej zważać na słowa. Oboje wiemy, o co chodzi. –powiedziała, spoglądając za okno.
-Dobrze, więc jak chcesz mi TO pokazać? –spojrzał w te niebieskie tęczówki. Czyżby one skrywały taką tajemnice? Spodziewał się każdej rzeczy po niej, ale TO?! Nabrała sporo powietrza przez nos i wypuściła powoli, przymykając powieki.
Kakashi nadal nie mógł uwierzyć. Chciał to zobaczyć. Czuł niesamowite napięcie. Niewyjaśnione podniecenie. Na początku, przez chwilę, myślał, że żartuje. Ale ona była śmiertelnie poważna. Patrzył na jej zamknięte powieki w oczekiwaniu na ów „dowód”. Minęło kilkanaście sekund, które jemu wydawały się wiecznością. Dawno nie był tak podekscytowany i zaciekawiony. (Chyba od czasu premiery kolejnej książki JirayiXD). Ociężale podniosła powieki. Hatake zacisnął ręce w pięści. „Niemożliwe”.
W jej oczach był najprawdziwszy sharingan trzeciego poziomu. Po chwili trzy łezki zawirowały, a w jej oczach pojawiła się czarna spirala. Mangekyo Sharingan. Ale nie tylko to było zadziwiające. Jej oczy zmieniły barwę na… fioletową. Po chwili mrugnęła i jej źrenice znów były normalne. Fioletowy kolor tęczówki z czasem zmieniał się na niebieski. Pod jej powiekami zebrało się kilka łez. Jednak mrugnęła kilka razy i został po nich jedynie błyszczący ślad na oczach. Kopiującemu Ninja nie mieściło się to w głowie.
-Jak to możliwe? –zapytał mimowolnie. „Jak to możliwe, że ktoś jeszcze ma sharingana?” –ten świat ostatnimi czasy zadziwiał go coraz bardziej i bardziej.
-Nie umówiliśmy się na pytania odnośnie mojego kekke genkai. Ale rozumiem, że to cię przekonało? –zapytała. Kakashi’ego przekonało to, a nawet potwierdziło, że ona coś ukrywa. Ale no cóż.
-Przy takich dowodach, chyba muszę się zgodzić. –uśmiechnęła się pod nosem.
-W takim razie zostawiam cię już. Oczywiście do jutrzejszego południa. –powiedziała, wyznaczając termin kolejnego spotkania. Podniosła się z miejsca. Nogi pod nią zadrżały i opadła z powrotem na podłogę. Znaczy opadłaby na tą zimną, twarda podłogę, gdyby Kakashi jej nie chwycił. Złapała się za głowę.
-Co się stało? –zapytał lekko zmieszany.
-To nic. –odpowiedziała. –Czasami się tak dzieje. –otworzyła oczy i spojrzała na niego. Dopiero teraz zauważyła, że siedzi na jego nogach, a on obejmuje ją ręką w pasie. Nie myliła się. Był silny. Czuła jak pewnie ją trzyma. Ale jego maska, nie, jego twarz była stanowczo za blisko.
-Przepraszam. –odsunęła się od niego. Spuściła głowę i przetarła oczy dłońmi.
-Nic się nie stało. –odwrócił głowę w stronę własnych szafek, oglądając je tak jakby nigdy ich nie widział. „To, co się stało… To nic.” –powiedział w myślach. Ale cholernie mu się podobało, gdy była blisko niego. Choć nie przyznał się do tego nawet przed sobą. Czuł jej ciepło. A jej włosy pachniały jak świeże kwiaty. Szybko jednak zapomniał o tym.
Kobieta wstała już i powiedziała, że musi iść.
-Na pewno nic ci nie jest? –zapytał, dodając: -Może odprowadzić cię? –dziewczynę zdziwiło zainteresowanie jej zdrowiem. Czyżby jej sharingan aż tak go zdziwił? Pewnie chciał się czegoś dowiedzieć. Niestety miał pecha. Nie mogła i nie chciała nic mówić.
-Nie trzeba poradzę sobie. Nie chcę sprawiać kłopotu. –ból przeszył jej głowę, ukryła ból, ale powieki mimowolnie się zacisnęły.
-Nie ma sprawy tylko poczekaj chwilę.
-Widzę, że nie da się z tobą dyskutować. –stwierdziła z lekkim uśmiechem. Zakryła oczy ręką. Szczypało. Ale przyzwyczaiła się do tego uczucia.
-Skoro, tak sądzisz. –tak naprawdę Kakashi’emu wcale nie widziało się odprowadzać Wasurenagusę. Ale przecież był dżentelmenem. A z drugiej strony ciekawość była silniejsza niż zmęczenie i chęć pójścia spać.
<><><>
Trochę dłużej niż zwykle. Szczerze nie miałam pomysłu na ten rozdział, ale chyba jestem zadowolona. Pozdrawiam 
Wasurenagusa
PS Mała podpowiedź: Wasurenagusa czytamy "Wasurenag'sa/Wasurenak'sa". Tak dla ścisłości^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz