2.10.11

Rozdział IV …w którym wszystko się zakończy?

Na drugi dzień Kakashi, idąc na umówione spotkanie, zastanawiał się nad dziewczyną. Nie znał jej imienia, nie wiedział skąd jest i czemu to robi. Wiedziała o nim prawdopodobnie więcej niż by sobie życzył, ale to pewnie dzięki Żabiemu Mędrcowi. On sam w sobie nie ufał Jej, ale skoro Jirayia ją tu przysłał, to czemu nie? Skoro chce go nauczyć Mangekyo? Otworzył książkę sannina. Zaczął analizować tą kobietę. W nadziei, że coś wywnioskuje. Ciemnoblond włosy, niebieskie oczy, dość wysoka, brzoskwiniowa cera. Kakashi dopiero teraz zauważył jak ładna jest… „Ladna? Piekna!”
Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że skądś kojarzy. Ta chusta… Ona mu coś mówiła. Tylko, że nie wiedział, co? „Muszę zdobyć informacje.” –pomyślał. Postanowił także pójść dzisiaj do tej restauracji i przyjrzeć się jej kompanom. Wcześniej nie zwrócił na nich uwagi, ale teraz każda poszlaka była ważna. Nagle przed Kakashi’m pojawił się Maito Gai:
-Ohayo Kakashi! –przywitał się shinobi wraz ze swymi charakterystycznymi ruchami.
-Yo, Gai. –odpowiedział szarowłosy stojącemu naprzeciw mężczyźnie o krzaczastych brwiach, który ubrany był w obcisły zielony strój i kamzelkę jonina.
-Czy to nie pora na naszą kolejną walkę? –zapytał z błyskiem w oku. Kakashi pomyślał, że ma jeszcze trochę czasu i nie odczepi się od czarnowłosego tak łatwo. Więc zamknął książkę, schował ją do torby i wystawił pięść na znak rozpoczęcia walki w…
-Janken…(papier, nożyce, kamień)
-Tylko bez sharingana!
-Jasne…
-…Janken… -obaj wystawili swoje znaki.
Pierwszą rundę wygrał Kakashi. Potem Gai. Znów Gai i później Kakashi.
-Nie ma mowy dzisiaj ja wyjdę na prowadzenie, wygrana należy do mnie! A jeśli nie to czeka mnie 1500 podciągnięć na drążku!–cieszył się już Gai, jak zwykle postanawiając sobie coś, gdy przegra. Kakashi nie widział w tym sensu, ale nie obchodziło go to.
-Papier, nożyce, kamień! –emocje sięgnęły zenitu. Maito zamknął oczy, a gdy je otworzył, szczęka mu opadła.
-No nie! To niemożliwe! –ubrany na zielono ninja był zniesmaczony kolejną porażką, ale zapisał ja skrupulatnie w swoim notesie.
-To jaki mamy wynik? –zapytał niby przypadkiem Hatake.
-64 do 63 dla ciebie. –zwycięzca pojedynku uśmiechnął się pod nosem, choć nikt nie mógł tego zauważyć dzięki jego masce.
-Ja muszę już lecieć. –przypomniał sobie o spotkaniu. –Sayonara! (jap. do widzenia)
-Sayonara! I pamiętaj następnym razem zwycięstwo będzie należało do mnie! –dodał jeszcze Gai, kierując się do siłowni i wypełnić obietnicę, ale Kakashi już dawno przestał go słuchać i szedł dalej.
Udał się w stronę pola treningowego, zdając sobie sprawę z kilkuminutowego spóźnienia. Wymyślił ewentualną wymówkę.
***
Leżała na ziemi z nogami opartymi o jeden z pali. Długo myślała, patrząc na niebo. Jej wzrok zdradzał, że czymś się niepokoi. Przymknęła oczy, wypuściła powietrze nosem i powiedziała do siebie:
-Raz kozie śmierć. –uśmiechnęła się do siebie. Po chwili wyczuła go. „Nie spieszyło mu się tak jak wczoraj.” –zaśmiała się w duchu. Czuła, że jest silny, choć oczywiście nie wyglądał. Wciągnęła powietrze nosem. Poczuła rześkość. Taką jak po burzy. „Chakra błyskawicy.”
Już z daleka zaczęła machać mu ręką, nie podnosząc się jeszcze z ziemi.
-Ohayo, Kakashi. –wstała powoli, gdy podszedł. Wyglądała tak jak za pierwszym razem. Ta sama bluzka, spodnie. Jedyne czego brakowało to ta chusta, która wydawała mu się znajoma i rozpuszczonych włosów, które ułożyła w kok, trzymający się jedynie na drewnianej pałeczce.
-Ohayo, wybacz spóźnienie, ale musiałem… –ale ona po raz kolejny mu przerwała.
-Nie szkodzi. –Hatake zdziwił się nie była zła ani zirytowana, właściwie zupełnie ją to nie interesowało. Już wcześniej myślał, że jest z Nią coś nie tak. Wydawała się miła, ale jej oczy… Wydawało mu się, że są bez uczuć. Ale nie tak bez uczuć jak większość shinobi, którzy ukrywają swoje uczucia za bezwzględnością i brakiem skrupułów. One wydawały się puste, bez wyrazu. Jakby naprawdę nie było w Niej uczuć.
-Może od razu przejdźmy do rzeczy. –Kakashi’emu spodobało się to, że już nie musiał ciągnąć jej za język, a sama wychodziła z inicjatywą. Ale musiał jeszcze o się czegoś dowiedzieć:
-Dobrze, ale najpierw chce poznać twoje imię? –wydawała się lekko zmieszana, ale chwile później zaśmiała się:
-Przepraszam, nie przedstawiłam się. –po chwili odpowiedziała cicho. –Wasurenagusa. -Hatake zdziwił się słysząc to imię. Nie spotkał jeszcze osoby o tym imieniu. Uchwycił znów jej puste spojrzenie. Po chwili dodała:
-…Shiroraion. –Hatake zapisał w pamięci „Shiroraion”.
-A więc Wasurenagusa…–lekko drgnęła jej warga, słysząc swoje imię. –Czemu chcesz mi pomóc?
-Ech… -znowu westchnęła. Kakashi pomyślał, że to jest jej zwyczaj wyrażania zirytowania. –Myślałam, że moje wyjaśnienia były wystarczające. Jiraiya mnie o to poprosił. –odpowiedziała. –Coś jeszcze panie śledczy? –uśmiechnęła się chcąc rozładować sytuację, myśląc, że to pytanie zakończy jego serie pytań dotyczących jej osoby. Nie chciała mu za dużo mówić.
-Skąd jesteś? –zapytał, nie zważając na nic.
-Z bardzo daleka. –odpowiedziała, a jej twarz znowu przybrała swój bezuczuciowy wyraz. –To skąd jestem nie jest ważne, a nawet jeślibym ci powiedziała, to i tak nie wiedziałbyś, o jakie miejsce chodzi. –dopowiedziała po chwili. Kakashi nie był zadowolony. Ocenił ją po krótkiej analizie. Kobieta, która zna z imienia i nazwiska, które oczywiście mogą być zmyślone, nie wie skąd jest i możliwe, że nie zna jej prawdziwych zamiarów i na dodatek jak ona dowiedziała się jak obudzić Mangekyo Sharingana? Tak i tylko dzięki tej możliwości postanowił jej „zaufać”. Miał tyle pytań, ale ona nie wydawała się osobą, która odpowiedziałaby mu wprost. „W co ja się pakuje?” –sam nie wiedział.
Wasurenagusa spojrzała na Hatake wahał się. Nie dziwiła się wcale. Mimo to albo jej zaufa, albo nie. Jej w sumie nie zależało aż tak bardzo. Chciała mu pomóc. Przydałby się tu ktoś z Mangekyo. Ale głównie robiła to dla Ero-sennina, jak go nazwał Kyuubi (jap. Dziewięcioogoniasty, chodzi o Naruto (przyp. autorki)), choć wcale nie widziało jej się wracać akurat tu.
Kakashi postanowił już nie ciągnąć jej za język i wrócić do meritum.
-W takim razie jak chcesz obudzić we mnie mangekyo „bez zabijania”? –oparła się o pal za sobą. Odetchnęła. „Myślałam, że już masz zamiar się wycofać?” –uśmiechnęła się w duchu.
-Rzeczywiście wczoraj miałeś rację. Zabójstwo to jest podstawowy sposób obudzenia tej zdolności w twoim doujutsu (*oczna/e technika/jutsu), ale czy zastanawiałeś się kiedyś nad samą ideą zabicia najbliższego przyjaciela?
Kakashi po walce z Itachim zastanawiał się jak obudzić w sobie Mangekyo. Szukał po bibliotekach i fakt kiedyś rozmawiał o tym z Jirayią. Lecz nie znalazł nigdzie innej metody aktywowania go. Był pewny, że trzeba po prostu zrobić to tak, jak zrobili to Madara, Izuna i Itachi Uchiha. Więc nie miał się, nad czym zastanawiać. Ale teraz, gdy ona zapytała. Pomyślał przez chwilę.
-Pewnie chodzi o siłę, którą trzeba w sobie mieć, by dokonać takiego czynu. –odpowiedział.
-Też, ale nie do końca… Bardziej chodzi o brak uczuć.
-Brak uczuć… -powtórzył po niej.
-Tak, bo jakie uczucie jest na tyle silne, by popchnąć nas do tego? Nienawiść? Nawet ona nie jest na tyle mocna, by dzięki niej zamordować najlepszego przyjaciela. –odpowiedziała trochę filozoficznie. Ale naprawdę chciała, by zrozumiał jak najlepiej.
-Poza tym, gdy kogoś nienawidzimy to on nie jest już naszym przyjacielem tylko wrogiem…-dopowiedział Kakashi. „Sasuke, Naruto…”
-Jakby się nad tym zastanowić, to tak. –Kakashi otrząsnął się z zamyślenia.
-Więc chodzi o pozbycie się uczuć, tak? –Hatake był zdumiony łatwością odpowiedzi.
-Tak, ale… -zatrzymała się, masując swoje przedramię.
-Nie jest to takie proste. –kiwnęła głową. Spojrzała na niego.
Potrzeba dużo czasu. A ona tyle nie ma. Ale może się udać.
-Pozbycie się uczuć, to nie to samo, co pozbycie się np. skrupułów, kiedy to jeszcze my możemy zadecydować, czy powiedzmy zabić kogoś, czy nie. To jest względnie proste, szczególnie dla ninja. I mimo iż jest zasada, że ninja nie powinien mieć uczuć, nie może płakać, to przecież wszyscy są tylko ludźmi i cóż nimi kieruje? Uczucia. Troska, ból, złość, nienawiść, zemsta. W dodatku uczucia to coś, co często przeczy naszemu umysłowi i zdrowemu rozsądkowi.
-I woli –dodał shinobi Wioski Liścia.
-Zwłaszcza jej. –kobieta ucieszyła, że Kakashi jest inteligentny. „To naprawdę może się udać.”
Gdy poznała Naruto modliła się całą drogę tutaj, żeby nie był podobny do swojego mistrza, którego zgodziła się przeszkolić. Wtedy jeszcze bez wiedzy samego zainteresowanego. Uśmiechnęła się pod nosem.
Kakashi uchwycił jej uśmiech i się zdziwił.
-Coś się stało? –zapytał.
-Nie nic zamyśliłam się, Gomen (jap. Przepraszam). –odpowiedziała, otrząsając się z myśli. Kakashi postanowił wszystko dokładnie określić:
-Więc ustalmy wszystko. Pozbywając się uczuć, Mangekyo sharingan się obudzi, tak po prostu? –Hatake odniósł wrażenie, że to jest dużo za proste coś musi się za tym kryć.
-Teoretycznie... Bo wiesz… Nigdy nic nie wiadomo póki się nie spróbuje. –uśmiechnęła się. Widząc jej usta rozszerzone w uśmiechu, sam miał ochotę się uśmiechnąć, ale po chwili zrozumiał sens jej słów.
-Zaraz… -powiedział, ściągając brwi. - To znaczy, że nie wiesz, czy to zadziała? –był zdumiony.
-No wiesz, powinno się udać, ale po prostu mówię, że nigdy nic nie wiadomo… -chciała go przekonać ponownie, widząc, że ma zamiar zrezygnować.
-Powinno?
-Powinno… -powtórzyła pewnie. Kakashi słysząc odpowiedź obrócił się. Nie miał czasu na trening, który mógł nie przynieść efektów. Już wolał „doskonalić”, ale swoje własne techniki.
-To za mało. Jeśli się nie uda zmarnuję tylko czas. Wybacz, że zająłem ci czas i, że przyjechałaś do Konohy na próżno.
Wasurenagusa patrzyła za nim. Wiedziała, że schrzaniła. „K’sama! Za dużo filozofuję” –skarciła się. Lecz nie miała zamiaru iść za nim i go przekonywać. Nie teraz. Musi się zastanowić. Bo teraz żeby go przekonać musiała mu pokazać TO. „Schrzaniłaś panno Shiroraion.”
-Nie szkodzi i tak nie miałam nic do roboty. A w Konoha nie jest tak źle. To miłe miasto. Myślę, że i tak zostanę tu jeszcze trochę. –spojrzała w stronę miasta. Obudziło się w niej wspomnienie. Dobre, ale smutne. Zdusiła je w sobie. Nie będzie przeżywać. To, co już było, nie wróci nikt.
-Więc nie ma sensu o tym myśleć… -powiedziała mimowolnie, zamykając oczy. Szarowłosy zatrzymał się. Spojrzał na Kamień Chwały. Po chwili ruszył dalej.


Sama nie wiem, czy ktoś to czyta, ale i tak wstawiam;)
Wkońcu napisałam coś w dziale "o mnie"
Jak podoba się "szablon przejściowy"?
Pozdrawiam:)
Wasurenagusa
PS mały prezent^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz