23.7.15

Rozdział XV „...kiedy to obudzimy się.”

W mieszkaniu oznaczonym mosiężnym numerem 17 blond włosa kobieta otworzyła od niechcenia oczy i spojrzała na budzik. Smukłe, złote wskazówki wskazywały godzinę 5.47. Oznaczało to, że spała niecałe 4 godziny.
- K'so – Wasurenagusa zaklęła w duchu. Znowu nie mogła spać. Od dwóch dni nie może dobrze spać. Ziewnęła, rozwierając usta jak lew paszczę i przeciągnęła się na łóżku, wyginając się w łuk. - Może to przez te godziny pracy? Nie mogę się przestawić... - pomyślała, stanąwszy na nogi. Pogłaskała śpiącego smacznie na jej pościeli Aleksandra, który miauknął niezadowolony, że go budzi o takiej porze.
- Ty śpiochu! -zwróciła się do niego udając złość. On tylko obrócił się do niej plecami i zwinął się w kłębek. - Ech... - westchnęła. - Nawet pokłócić się z tobą nie można. - skonstatowała i zostawiła zwierzaka w spokoju.
Przeszła przez sypialnie, rozsunęła zasłony i otworzyła okno w salono-przedpokojo-kuchni. Zimne powietrze wdarło się do jej płuc, rozbudzając ją całkowicie. Była szósta rano, ale było niesamowicie ciemno. Latarnie oświetlały jeszcze piaskową drogę, wijącą się przy jej kamienicy. Przypomniała sobie swoje poprzednie mieszkanie w Konoha, gdzie gdy otwierała okno o tej porze, to pod piekarnią naprzeciwko już czekała spora kolejka chętnych, by kupić najlepsze bagietki na całym świecie. Każdego ranka ich zapach docierał do jej nozdrzy, budząc ją ciepłą wonią spieczonej skórki od chleba... . Ciekawe, czy to miejsce jeszcze istnieje? -zapytała sama siebie w myślach, postanawiając, że wybierze się tam dzisiaj. Tutaj na wprost miała niewysoki mur, na którym nie raz już zdążyła zobaczyć sceny wymiotowania lub załatwiania innych potrzeb fizjologicznych. Dzięki temu, że mieszkała na 3 piętrze mogła nie zwracać na to uwagi i oglądać dachy pobliskich domów i korony oddalonych drzew, które o brzasku były oświetlone błękitno-szarą łuną. Na razie tworzyły tylko czarne sylwety na granatowym niebie.
Nagle pojawiło się kilku przechodni. Trzej mężczyźni w stanie bardzo „zawianym”, obijało się o strony chodnika. Śpiewali jakąś pijacką przyśpiewkę. Widząc światło w jej mieszkaniu, spojrzeli w jej stronę. Już miała się schować kiedy usłyszała.
-Ej, ej kwiatuszku... ŁIK! -beknął, zwracając się do blondynki. -Może zaprosiłabyś mnie i moich kolegów na małe co nieco. -zarechotali. - Chętnie się tobą zajmę... łik!
Kobieta westchnęła przeciągle. W jej zawodzie bez przerwy ma do czynienia z takim zachowaniem. Wiedziała jak radzić sobie z takimi. Większość kobiet pewnie nie odpowiedziałoby na tą zaczepkę, ona zwykle obracała takie sytuacje w żart. Ponadto „droczenie się” miała we krwi. Uśmiechnęła się zawadiacko. Ich wesoły ton rozbawił ją i rozwiał niezadowolenie z powodu niechcianej pobudki. Odwróciła się z powrotem do okna. Wychylając się nieco, odpowiedziała:
- W takim stanie nawet we trzech byście się mną nie zajęli. -wyszczerzyła się do nich z ironią. Usłyszała jeszcze jak śmieją się a jeden z nich krzyczy „Lubię takie ostre!”, by po chwili odejść.
Przeszła do części kuchennej i przygotowała sobie herbatę, którą sączyła powoli przykryta puchatym, chabrowym kocem. Ogrzewając sobie „wiecznie zimne ręce” o kubek, jak to miała w zwyczaju, przeglądała jakąś gazetę, którą dał jej brat. Przekręcała szare strony papieru bez większego zainteresowania. Migały jej przed oczami pseudo groźnie wyglądające nagłówki typu „Szaleniec porywa kolejnego kota”, „Kolejne zwycięstwo <<Dzików Konohy>> w zawodach pływackich” albo „Tajemnicza grupa na horyzoncie – czy mamy się czego obawiać?”. Znużona odrzuciła pismo na bok, oparła się o ścianę i rozkoszowała się poranną herbatą.

><><><><

Pomyślała, że skoro już wstała to może odwiedzić targ i wspomnianą piekarnię. Napisała szybką listę zakupów. Ubrała spodnie, bluzkę z długim rękawem i kurtkę oraz jasnoszare mitenki z włóczki. Narzuciła szal w kolorowe pasy. Wyjęła z szuflady stary walkman. Włożyła kasetę do odtwarzacza i kliknęła trójkątny przycisk z napisem PLAY. Gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki zamknęła oczy i zaczęła kręcić głową, słysząc rytmiczną muzykę. Wychodząc, przerzuciła torbę przez ramię, zamknęła drzwi i wsadziła klucz do kieszeni. Już stawiała pierwszą nogę na stopniu, ale przypomniała sobie słowa Ryutaro:
-Zostawiaj gdzieś ten klucz, bo zbankrutujesz na dorabianiu go non-stop. Nie rozumiem jak możesz zapominać o takich, prostych rzeczach... .
Od zawsze miała problem z kluczami. Nie trzymały się jej długo. Brat śmiał się, że to dlatego, że żadne miejsce nie uważa za dom, a ona żartowała, że to dzikie leśne duszki albo inny czort kradnie jej małe rzeczy, żeby uprzykrzyć jej życie. Po namyśle schowała kluczyk w doniczce rośliny która stała na klatce schodowej. Uśmiechnęła się zadowolona ze swojego pomysłu, po czym wspięła po schodach na dach. Spojrzała na zegarek:
23.10 6:40
Rozejrzała się, chłonąc zimne powietrze. Odkryła, że świt dopiero nadszedł. Lawendowe niebo upstrzone białymi, puchatymi baranami wyglądało jak namalowane ręką mistrza sztuk plastycznych. Białe Słońce otulone ognisto-czerwoną łuną ospale wynurzyło się zza drzew. Jakby wcale nie chciało mu się wstawać i świecić na tych zaspanych ludzi. Zwłaszcza gdy chmury przysłaniały mu cały widok. Chłonęła oczami cały ten pejzaż, chcąc zapamiętać każdy jego szczegół. Zachwycała się nim, choć widziała już nie jeden wschód słońca. Ten wydał jej się szczególnie urokliwy.
Zamyśliła się wpatrzona w krajobraz. Od najmłodszych lat czuła więź z naturą. Jako mała dziewczynka zmyślała różne historie o tym jak widzi dziwne stworzenia w pniach drzew, czy toniach jezior. Matka ganiła ją za opowiadanie takich bzdur. Ona nie potrafiła cieszyć się tak prostymi rzeczami jak chmury na niebie czy liście na drzewach. W przeciwieństwie do córki. Coś co wszyscy uznaliby za coś najzwyklejszego ona widziała jak cud, zastanawiając się kto i po co wykreował taki świat? Prawie pewnym było, że nie znajdzie odpowiedzi na te egzystencjalne pytania, ale samo myślenie o tym dawało jej przyjemność Dobrze wiedziała, że ludzie myślą o niej w kategoriach dziwnej, odmiennej. Udawanie zwykłej kobiety szło jej dobrze, ale coś było w jej spojrzeniu. Coś romantycznego, głębokiego. Przez co intrygowała innych, ale przez co ludzie czuli do niej dystans. Była inna.
W uszach słyszała dźwięki tajemniczej w brzmieniu piosenki. To soundtrack z jednego z jej występów. Jej ulubiony. To był pierwszy spektakl, gdzie pozwolono jej stworzyć choreografię samodzielnie. Sztuka opowiadała o nieszczęśliwej miłości, o kłamstwie i prawdzie, która zabiła wiele osób. Na dodatek to nie była historia ze szczęśliwym zakończeniem jak książki Jiraiy'i.
Stojąc tak ze wzrokiem wbitym w dal, jej myśli spoczęły na Kakashi'm Hatake. Od razu widać było jego nieprzeciętny talent. Nawet bez sharingana. Był silny i wszechstronnie wytrenowany. Przede wszystkim utalentowany shinobi. Na początku myślała, że jest prostym człowiekiem, łatwym do odczytania. Ninja z ogromnym poczuciem obowiązku, który poświęci życie dla swojej wioski.. Po kilku dniach okazało się, że jest znacznie bardziej skomplikowany niż mogłaby sądzić. Doświadczony przez życie, tego domyśliła się po zobaczeniu go przy Kamieniu Chwały i wiedząc, co mu się przytrafiło. Może żył przeszłością? Miał żal do siebie, a może gryzły go jakieś niedokończone sprawy? Sumienie? Trudno powiedzieć. Ta sprawa z Obito Uchiha. Czy po tylu latach winił się za to, że nie potrafił go uratować? Znana była jej także historię śmierci jego ojca... . Pomimo tych traumatycznych wydarzeń, nie wyglądał na przybitego człowieka, więc albo pogodził się z losem, albo jest tak dobrym aktorem jak ona. Wiadomo, że teraz patrzy naprzód, wychowuje nowe pokolenie shinobi, chce bronić swojej wioski i poświęca się dla niej. Chyba dlatego go polubiła? Był taki porządny. Wczorajszego dnia, gdy zaproponował jej pomoc był taki szczery, że prawie mu wszystko wyznała. Ciekawe, czy podtrzymałby swoje słowa, gdyby wiedział kim jest i co zrobiła? Zamknęła oczy, a przed oczami miała sceny, które dręczyły ją po nocach.

Czerwień. Krwista czerwień i żelazisty smak w ustach.

Spojrzała w górę na nieboskłon pokryty grubą, jasnoszarą warstwą skondensowanej pary wodnej.
-Kakash'ka, czy zabiłbyś mnie, gdybym Ci powiedziała prawdę?

><><><><

W tym sam czasie szaro włosy jonin z torbą zakupów w rękach, przechodził przez ulicę targową w Konoha. Był ranek, ale tu i tak był niemały tłum ludzi. Jeszcze tylko piekarnia – powiedział w myślach i niespiesznie podążył okrężną drogą do celu. Po drodze chciał zahaczyć o księgarnię, ale otwierali dopiero o dziewiątej. Podobno niedługo ma wyjść specjalny dodatkowy rozdział do drugiego tomu Icha Icha. Jednakże nikt nie wiedział kiedy będzie premiera. Prawie codziennie przychodził, żeby sprawdzić, czy to dziś. Przyglądał się witrynie księgarni, ale nie było ani książki, ani żadnej informacji na ten temat. Stał tak chwilę i nagle w szybie zobaczył w odbiciu kobietę z długimi włosami, która szła wzdłuż ulicy z granatowymi, błyszczącymi słuchawkami na uszach. Zwrócił na nią uwagę, przez charakterystyczną chustę w różnokolorowe pasy. Czytała uważnie kartkę w ręku, ale zwinnie ominęła mężczyznę, który prawie ją potrącił. Obrócił się i był pewny, że to była ona.
Zawołał do niej, ale nie słyszała go przecież. Mimo to zatrzymała się po chwili i obróciła w jego stronę. Uśmiechnęła się serdecznie, machając do niego. Podszedł do niej i przywitał się z Wasurenagusą. Dowiedział się, że chciała dojść do piekarni rodziny Tanaka.
- Przenieśli ją parę lat temu do innego lokalu ulicę dalej. - powiedział jej. - Poprzedni stał się za mały, bo sklepik stał się bardzo popularny, gdy zaczął serwować nowe babeczki, czy inne słodycze... - dziewczynie zaświeciły się oczy.
- Ba-babeczki?! - powtórzyła po nim z podekscytowaniem.
- Ta-tak. -sam się zająknął widząc jej szeroko otwarte ślepia. Włożyła rękę pod jego ramię i rozkazała rozemocjonowanym , nieznoszącym sprzeciwu tonem:
- Prowadź. Natychmiast. - popchnęła go do przodu, a Kakashi zszokowany dał się na początku prowadzić bezwiednie a po chwili przypomniał sobie jedno.
- Wasurenagusa, bo wiesz... - zaczął, wiedząc, że to on zna drogę i to on panuje nad sytuacją. Więc nie mógł tego nie wykorzystać.
- Tak? - spytała nadal skupiona nad ciągnieniem mężczyzny do przodu. - Prosiłam, żebyś mówił „Kusa”. - powtórzyła mu po raz n-ty.
-Wiem, wiem, ciągle zapominam. -uśmiechnął się.
- No, ale o co chodzi? - spytała zniecierpliwiona. Kakashi czuł nadchodzącą satysfakcję. Widział, że bardzo chce się tam dostać jak najszybciej. Chyba i on może się czasem podroczyć?
- To nie w tę stronę. - blondynka zatrzymała się natychmiastowo i ze złością spojrzała na niego.
- Czemu dopiero teraz mówisz? - obróciła się razem z nim, zaczęli iść teraz w przeciwną stronę. Kakashi śmiał się teraz w głos. Zatrzymała i spojrzała na niego zniecierpliwiona:
- Co tym razem? - teraz jej gniew mieszał się z rozbawieniem, bo skojarzyła fakty, że on to robi specjalnie. Stali mniej więcej w tym samym miejscu, gdzie się spotkali. Mimo rosnącego rozbawienia patrzyła na niego spod przymrużonych oczu.
- Popatrz w lewo. - pokazał ręką w tamtą stronę. Przed nią jakby spod ziemi wyrosła piękna piekarnio-cukiernia z markizą w błękitno-białe pasy. Jej wzrok błyszczał w zachwyceniu. Hipnotyzowała ją wystawa sklepowa. Tam była niezliczona ilość rodzajów cupcake'ów z fantazyjnie ozdobionymi. Wyglądała jak mała dziewczynka, która dostała nową lalkę. Spojrzała na Hatake, a w jej zachwyconym spojrzeniu było tylko jedno słowo: Dziękuję. Podbiegła z powrotem do niego i ucałowała go w policzek/maskę. Kakashi przestał się uśmiechać. Wszystko działo się tak szybko:
- Wziąć ci coś? -spytała w ogóle niewzruszona tym co zrobiła.
- Ba-ba-bagietkę – wyjąkał po chwili.
- A może jakąś babeczkę?
-Nie lubię słodyczy. - miał nadzieję, że jego ton zabrzmiał normalnie. Rzuciła się w stronę drzwi, a on stał osłupiały na drodze.
Nie wiedział ile tam stał. W chwili gdy otrząsnął się z tego, co się przed chwilą stało, ona wróciła z kwadratowym pakunkiem w jednej ręce i dwoma długimi pieczywami w drugiej. Podała mu jedną z nich z ogromnym uśmiechem na ustach.
- Dziękuję. Uwielbiam je. - powiedziała jeszcze. Szczerząc się od ucha do ucha.
- Zauważyłem – zaśmiał, zapominając o tym, co był wcześniej.
- Muszę jeszcze odwiedzić parę miejsc.

Kobieta jeszcze zaprosiła go na kawę i śniadanie o 9:00 żeby się odwdzięczyć. Zgodził się i rozeszli się w swoje strony. Przynajmniej na jakiś czas.

><><><><><><<><><

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz